Mecz w Szczecinie pomiędzy Sandra Spa Pogonią a Wybrzeżem miał bardzo niespodziewany przebieg. Po pierwszej połowie, kiedy tablica świetlna wskazała stan 7:18 mogło się wydawać, że poznaliśmy zwycięzcę. Okazało się jednak, że nawet taka przewaga w piłce ręcznej jest do stracenia.
- To był jeden z dziwniejszych meczów w moim życiu, ale takie spotkania nie powinny się zdarzać - słusznie zauważył Łukasz Rogulski. - Nie wiem nawet jak nazwać to, co zrobiliśmy w drugiej połowie. Zamieniliśmy się rolami - dodał.
- W pierwszej połowie zagraliśmy naprawdę świetnie. To był nasz handball. Najlepsza połowa, jaką do tej pory rozegraliśmy. Zgubiła nas chyba pewność siebie - wstępnie ocenił gdański szczypiornista.
Na nic zdała się rozmowa w przerwie. - Mówiliśmy sobie w szatni, że gramy od zera i zaczynamy na pełnej koncentracji. Parkiet to zweryfikował. Pogoń wyszła naprawdę bardzo mocno zdeterminowana. Pokazała charakter w tej drugiej części i że się nie podda. Zaowocuje im to w następnych meczach - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: bomba za bombą. Efektowne gole w Głogowie
Na minutę przed końcem przy stanie 22:23 piłkę mieli goście. Błąd w narożniku pola bramkowego Portowców popełnił jednak Ramon Oliveira. Gdańszczanie mogli za to bardzo słono zapłacić, bo do końca zostało jeszcze 6 sekund.
- Widziałem, że zawodnik się zawahał. Nie miał do kogo podać. Gdzieś się przyczaiłem. Chyba mnie nie zauważył. Wybrałem dobry kierunek, złapałem tę piłkę i skończyłem - powiedział obrotowy Wybrzeża.
- Takiej akcji na koniec nie powinno jednak być. Oczywiście super, że zwyciężyliśmy, bo to był bardzo trudny dla nas mecz, dużo nas kosztował, ale styl gry nas nie zadowala - dorzucił.
Jak stwierdził na koniec Rogulski, spotkanie będzie doskonałym materiałem szkoleniowym. - Musimy sobie na chłodno obejrzeć ten mecz, jak wrócimy do Gdańska. Takie mecze dużo nas nauczą, chociażby, czego nie robić. Pierwsza połowa pokaże nam jak grać, druga jak nie grać.