Poniedziałkowe spotkanie nie miało większej historii i tak naprawdę rozstrzygnięte zostało już na starcie. Koreańczycy przeważali od początku, ale kluczowy okazał się fragment między 15. a 25. minutą. Wtedy zbudowali 13-bramkowe prowadzenie.
Polacy liczyli się w grze do wspomnianej 15. minuty, kiedy przegrywali jeszcze tylko 6:9. Mecz ogółem zaczęli od stanu 0:2, który szybko zmienił się w wynik 3:8. Trzy szybko rzucone bramki dały jeszcze nadzieję na odwrócenie losów spotkania, ale później było tylko gorzej.
Jednym z powodów była wysoka ustawiona przez rywali strefa obrony, ale z drugiej strony Polacy popełnili aż 17 niewymuszonych błędów. Podania w trybuny lub ręce przeciwników natychmiast zamieniane były na kontry. I tak Koreańczycy odjeżdżali. Najpierw do stanu 15:7, później do 21:8, a tuż po przerwie nawet na 16 bramek (35:19).
Ogromne problemy sprawiali Polakom zwłaszcza leworęczni zawodnicy - Shin Jae-seop i Kim Jae Yun. "Swoje" w bramce odbił też An Jae-pil, ale miał on wielkie wsparcie kolegów, którzy wykonali tytaniczną pracę w obronie. U Polaków brakowało natomiast tej agresywności, która dała im punkty w meczach z Argentyną i Brazylią.
Po trzech kwadransach gry wynik był dla Biało-Czerwonych tragiczny i tylko przyzwoita gra w samej końcówce (siedem bramek rzuconych pod rząd) pozwoliła zmniejszyć rozmiary klęski. Złego wrażenia jednak nie zatarła.
MŚ 2017 juniorów, grupa C:
Polska - Korea Południowa 28:38 (12:23)
Polska: Bartosik (7/34 - 20,6 proc.), Pyrka (2/13 - 15,4 proc.) - Pietrasik 1, Orpik 5, Gregułowski 1, Bulski 3, Klimków 1, Adamczyk, Dudkowski 3, Guziewicz 1, Jarosiewicz 2, Mauer 4, Krysiak 6, Olkowski 1, Rybski
Karne: 0/0
Kary: 6 min. (Guziewicz, Klimków oraz Pietrasik - po 2 min.)
Korea Południowa: An (6/16 - 37,5 proc.), M. Kim (6/24 - 25 proc.) - Ko, Shin 6 (0/1), Jeon 3, D. Kim 2 (1/1), B. Lee 4 (1/1), N. Kim (0/1), Ji. Kim 5, Ja. Kim 8, Seo 2, Y. Lee 4 (1/1), Jeong, Park 3, R. Kim 2
Karne: 3/5
Kary: 0 min.
Sędziowali: Ruben Dario Burgos oraz Gonzalo Javier Delgado (Argentyna)
ZOBACZ WIDEO Kamila Lićwinko: Pierwszy raz w życiu wygrałam sama ze sobą