Kiedy Piotr Chrapkowski w ostatniej sekundzie rzutem rozpaczy trafił z drugiej linii, w Ergo Arenie wybuchła bomba entuzjazmu. Kibice wyskoczyli w górę, oszalała ławka, zawodnicy zaczęli tańczyć na parkiecie. To była eksplozja, festiwal emocji. Nerwówka jak za starych dobrych czasów.
A przecież z tych starych dobrych czasów w polskiej piłce ręcznej ostało się niewiele. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zmieniło się prawie wszystko. Odeszły gwiazdy, pojawił się nowy selekcjoner. A do żył drużyny - najpierw cienkim strumykiem za kadencji Tałanta Dujszebajewa, a później już za Przybeckiego strumieniem szerokim - wpłynęła świeża krew.
Bez spuszczonych głów
Kiedy kilka miesięcy temu wracaliśmy na tarczy z Klużu, mieliśmy za sobą mecz w chodzonego. Teraz w Ergo Arenie był galop. Pół roku temu były spuszczone głowy, dziś zaś - dumnie wypięte piersi.
Biało-Czerwoni znów pokazali to, czym imponowali kilka dni wcześniej podczas wyjazdowego meczu z Serbami (34:34). To była gra pełna odwagi, radości, sportowej bezczelności. I przyniosła efekt.
Przebojowy mecz
Znów jak profesor prezentował się 19-letni Arkadiusz Moryto, znów między słupkami dużo dobrego wniósł był Mateusz Kornecki. Błysnął też Antoni Łangowski, bomby z drugiej linii odpalał Rafał Przybylski. Było na czym zawiesić oko, serce miało się czym cieszyć.
Kibice, którzy u kresu długiego weekendu zgromadzili się w Ergo Arenie w sile 6 tysięcy, dostali efektowny piknik. Spiker Paweł Papaj bawił ich kibicowskimi przyśpiewkami znanymi z hal siatkarskich oraz charakterystycznymi dla szczypiorniaka coverami DJ Otziego. A swój przebój na parkiecie grali zawodnicy.
Anonimowa kadra
Kiedy w przerwie przy barierkach odgradzających trybuny od parkietu pojawił się Sławomir Szmal, próśb o autografy dostał więcej niż cała kadra razem wzięta.
Bo drużyna Przybeckiego to dziś głównie zawodnicy na dorobku. Dopiero pracują na rozpoznawalność i uznanie. Na dorobku jest też sam selekcjoner. Dzień wcześniej podczas 2-godzinnego spaceru po sopockim Monciaku był anonimem; o zdjęcie czy podpis nie zaczepił go nikt.
Plac budowy
Moglibyśmy narzekać, że po przerwie kadra zaczęła fałszować; że pojawiły się błędy, nerwy, że zmarnowaliśmy przewagę i mogliśmy wypuścić zwycięstwo z rąk. Oceny zawsze trzeba jednak osadzać w kontekście, a ta reprezentacja jest przecież placem budowy.
W niedzielę Polacy z grającymi o stawkę Niemcami, Duńczykami czy Norwegami nie mieliby raczej szans. Jeszcze nie. Przybecki ma jednak z czego budować, ma w czym rzeźbić. A kiedy kibice pod koniec zaśpiewali za Doris Day "Que sera sera", więcej było w tym optymizmu niż sentymentu.
- Mamy przed sobą przyszłość. Uwierzcie w nas - zaapelował po meczu obrotowy Kamil Syprzak. A trener rywali Xavier Pascual dodał: - Naprawdę nie chcę na was trafić w kolejnych eliminacjach!
Polska - Rumunia 32:31 (19:13)
Polska: Kornecki, Morawski - Sićko, Walczak, Łangowski 4, Genda, Czuwara 2, Szpera, Syprzak 3, Potoczny 1, Moryto 10, Kondratiuk, Bąk, Przybylski 8, Chrapkowski 2, Krajewski 2
Karne: 2/3
Kary: 2 min. (Chrapkowski - 2 min.)
Rumunia: Iancu, Popesu - Mocanau 4, Buzle 1, Ramba 1, Grigoras 3, Ghionea 4, Racotea 3, Sadovaec 3, Capota, Sandru 2, Rotaru, Fenici 5, Onyejekwe 4, Pavel, Thalmaier 1
Karne: 2/2
Kary: 2 min. (Capota - 2 min.)
Widzów: 6000
Sędziowie: O. Lopez, A. Ramirez (obaj Hiszpania)
ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Moryto: Chcemy mieć dla kogo grać
Daszek,Moryto
Krajewski,Czuwara
Syprzak,Daszek,M.Gebala
Chrapkowski,T.Gebala,
Potoczny,Kowalczyk
Przybylski,Paczkowski,Szyba Nie jest, źle...