Zacięty pojedynek i najbardziej wyrównane starcie, jakie w tegorocznych rozgrywkach miało miejsce na linii Kielce-Płock. Tak wyglądała pierwsza część finałowego dwumeczu. Nie brakowało także walki, czasem bardzo ostrej, dlatego długo po zakończeniu spotkania mówiło się o faulach i ich skutkach.
- Emocje opadły, ale w głowie nie zmienię zdania. Nie chcę, żeby w sobotę była "święta wojna", bo to nie jest wojna, tylko sport - powtarza jak mantrę szkoleniowiec Vive Tauronu, Tałant Dujszebajew i apeluje o grę z duchem fair play.
Czego zatem mogą się spodziewać kibice piłki ręcznej? - Czeka nas na pewno wielki mecz. Chcemy zdobyć mistrzostwo i o niczym innym nie myślimy - zapewnia kołowy żółto-biało-niebieskich, Julen Aguinagalde.
Kielczanie w tegorocznych pojedynkach z Nafciarzami tracili stosunkowo niewiele bramek - kolejno 23, 18, 24, 24. - Jeśli chce się wygrać taki tytuł jak mistrzostwo Polski, to obrona musi grać dobrze. Nasza defensywa poradziła sobie i w Lublinie, i w Płocku - dodaje Hiszpan.
Więcej problemów niż w obronie, szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego mogą mieć jednak w ataku. Po informacji, że w sobotę nie będzie mógł zagrać Krzysztof Lijewski kielczanie zostali bez nominalnego prawego rozgrywającego.
- Paczas [Paweł Paczkowski - przyp. red.] jest kontuzjowany, Krzysiek też nie zagra, ale jesteśmy doświadczonymi zawodnikami i będziemy musieli sobie z tym jakoś poradzić. Musimy grać razem i po prostu wygrać ten mecz - uważa Aguinagalde, a trener dodaje: - Do przerwy prowadzimy tylko jedną bramką, więc jeśli u siebie przegramy taką różnicą, to będą nas czekały rzuty karne. Musimy poradzić sobie z praworęcznym zawodnikiem na prawym rozegraniu i po prostu wygrać. Nieważne, czy jedną czy dwiema bramkami.
ZOBACZ WIDEO Horror w Płocku. Kulisy finału PGNiG Superligi