MŚ 2017. Gerard znaczy skała. Francuzi w finale!

PAP/EPA / EPA/YOAN VALAT
PAP/EPA / EPA/YOAN VALAT

Zazwyczaj w cieniu Thierry Omeyera, tym razem w roli głównej. Vincent Gerard poprowadził Francuzów do finału mistrzostw świata. Obrońcy tytułu pokonali Słoweńców 31:25.

By pokonać Francuzów, trzeba rozegrać wyśmienity mecz. By pokonać ich na własnej ziemi, w obecności kompletu widzów, wszyscy muszą wznieść się na wyżyny. Słoweńcy, w większości nowicjusze na tym etapie mistrzostw, stanęli przed największym wyzwaniem w swojej karierze. Po meczu mogą bez wstydu spojrzeć w lustro, ale marzenia o finale muszą odłożyć na co najmniej dwa lata.

Trójkolorowi, nauczeni doświadczeniem z ćwierćfinałowej batalii ze Szwedami, nie poszli na wymianę ciosów ze Słoweńcami. Celebrowali niemal każdą akcję, czekali aż przeciwnik rozluźni szyki i dokonywali egzekucji. Szósty metr należał do Ludovika Fabregasa, a świetnie funkcjonująca do tej obrona z Matejem Gaberem i Videm Poteko tylko przyglądała się, gdy Nikola Karabatić i Daniel Narcisse rozprowadzali akcje. Nawet w podwójnym osłabieniu Francuzi budowali przewagę.

Nadzieja Słoweńców na dobry wynik nazywała się Jure Dolenec. Nowy zawodnik Barcelony wlał nieco optymizmu w serca kolegów. Jako jedyny z rozgrywających potrafił przebić francuski mur, zbudowany przez Cedrika Sorhaindo. Ledwo 28-latek pokonał jedną przeszkodę, to wyrastała przed nim kolejna bariera. Vincent Gerard zadbał, by kibice nie musieli drżeć o losy swoich ulubieńców.

Bramkarz Montpellier zatrzymał rozpędzających się Słoweńców. Veselin Vujović nie dowierzał, że jego podopieczni marnowali tak dogodne okazje. Gerardowi można też przypisać współautorstwo bramek Valentina Porte i Kentina Mahe. Dzięki zabójczym kontrom, Francuzi prowadzili już 13:8, choć jeszcze chwilę wcześniej czuli oddech rywali na plecach (7:6).

ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy

Gerard po przerwie nie stracił nic ze swojej wielkości. Dalsza część scenariusza jest już znana. Szybko rozgrywana akcja i tym razem w roli głównej Nedim Remili, zmiennik znakomitego w pierwszej części Porte'a. Na niewiele zdała się zmiana w słoweńskim środku obrony. Blaz Blagotinsek nie był rywalem godnym Karabaticia i Narcisse'a.

Słoweńcy na 10 minut przed końcem przegrywali 21:27 i musieli zwiększyć intensywność. Rzucali bez większego namysłu, bo na takowy brakowało już czasu. Wyszli wyżej w obronie, ale niebiesko-biało-czerwone TGV nie zjechało już z torów, prowadzących do finału.

Słoweńcom zabrakło armat, przede wszystkim na lewym rozegraniu. Ani Jan Grebenc, ani Borut Mackovsek nie stanowili zagrożenia z tak newralgicznej pozycji. Po przerwie Gerard zneutralizował Dolenca, niewiele do gry wniósł Marko Bezjak. Choć Trójkolorowi wykonali zadanie, to przed finałem, niezależenie od przeciwnika, mają sporo materiału do przemyśleń.

Półfinał MŚ 2017:

Francja - Słowenia 31:25 (15:12)

Francja: Omeyer (0/2), Gerard (16/39 - 41 proc.) - Remili 6, Narcisse 4, Karabatić 3, Mahe 4 (1/1), N'guessan 2, Abalo 2, Sorhaindo 1, Guigou (0/1), Fabregas 3, Dipanda 1, Porte 5
Karne: 1/2
Kary: 6 min. (Porte, Dipanda, Fabregas - po 2 min.)

Słowenia: Skok (10/36 - 28 proc.), Lesjak (2/7 - 29 proc.) - Blagotinsek 1, Henigman, Marguc 3, Kavticnik 2, Janc 3, Dolenec 5 (3/3), Cingesar, Poteko, Gaber 3, Bezjak 2, Grebenc 2, Zarabec 1, Mackovsek
Karne: 3/3
Kary: 4 min. (Janc, Bezjak - po 2 min.)

Sędziowie: Lars Geiper, Marcus Helbig (Niemcy)

Źródło artykułu: