Zespół z Piotrkowa Trybunalskiego, choć jesienią zdobył w lidze mniej punktów niż legionowianie, na Mazowsze jechał jako faworyt. Powód? Trener rywali Robert Lis miał w środę do dyspozycji tylko dziewięciu zawodników; zmiennika nie miał bramkarz, a środkowym rozgrywającym był skrzydłowy.
Podopieczni Zinczuka wykorzystali problemy przeciwnika. Grali spokojnie i konsekwentnie, prowadzili 10:4 oraz 16:10. Gubić zaczęli się po przerwie.
- Druga połowa w naszym wykonaniu znów wyglądała kiepsko - przyznaje trener Piotrkowianina. - Musimy nad tym pracować. W poprzednim spotkaniu z Azotami było podobnie. Nie wiem, co się z chłopakami dzieje. Zastanawiamy się nad tym, rozmawiamy, ale chyba za mało.
Gospodarze czterokrotnie zmniejszali straty do jednego gola. Ostatnie akcje należały jednak do Piotrkowianina. Goście wytrzymali próbę nerwów, kilkoma dobrymi interwencjami popisał się Damian Procho, a decydujące bramki zdobył Bartosz Nastaj.
Piotrkowianin grał w Legionowie bez kontuzjowanych Marcina Schodowskiego, Marcin Tórza, Adama Pacześnego i Szymona Woynowskiego. - Musiałem wziąć zawodnika z drugiego zespołu, żeby pomagał nam na treningach i podczas meczów - mówi Zinchuk.
Mecz z KPR-em RC był dla jego drużyny kolejnym odcinkiem meczowego maratonu. Piotrkowianin rozegra pięć spotkań w ciągu piętnastu dni. - Zawodnicy są zmęczeni - przyznaje nasz rozmówca. - Nie ma mocnych treningów, staram się dać im odpocząć. Taki mamy jednak kalendarz, trzeba grać.
ZOBACZ WIDEO ME piłkarek ręcznych: "Holandia? Chcemy rewanżu za upokorzenia" (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}