Leszek Krowicki: Ten zespół żyje, jest głodny. Chcemy to wykorzystać

Materiały prasowe / ZPRP / Jakub Gucma
Materiały prasowe / ZPRP / Jakub Gucma

- Mamy ciekawy, głodny zespół. To kapitalne dziewczyny, które w krótkim czasie wykonały fajną pracę. Jestem optymistą - mówi przed finałami mistrzostw Europy kobiet w piłce ręcznej selekcjoner reprezentacji Polski, Leszek Krowicki.

WP SportoweFakty: Karolina Kudłacz-Gloc leci z kadrą do Szwecji. Czy jest szansa, że zagra na turnieju?

Leszek Krowicki: Raczej nie. Nie widzę na to szansy.

Kto na parkiecie zastąpi ją w roli lidera zespołu?

- Lidera kreuje drużyna, nie trener. Próbowaliśmy różnych konepcji, czy to z Martą Gęgą, czy z Aliną Wojtas na pozycji Karoliny. Mamy też inne pomysły. Ciężko będzie jednak zastąpić Kudłacz. To była dla nas bardzo wartościowa zawodniczka i teraz musimy wprowadzić w życie plan B albo C.

Jest pan zadowolony z turnieju w Hiszpanii? Nie pytam o wyniki, tylko o grę.

- Trenerzy nigdy nie są zadowoleni. Są elementy, nad którymi wciąż musimy pracować. Podczas meczu z Argentyną dałem szansę gry wszystkim zawodniczkom; chciałem, żeby młode mogły się pokazać i zebrać doświadczenia. Niestety, druga połowa nie wyglądała dobrze, oddaliśmy inicjatywę. Z Japonkami dominowaliśmy od dziesiątej minuty do końca meczu. Byłem zadowolony, bo do gry udało się wprowadzić kilka elementów, nad którymi pracowaliśmy.

Dobry był też mecz z Hiszpanią, choć czterema golami przegrany.

- Sami Hiszpanie byli zaskoczeni. Zobaczyliśmy waleczną reprezentację Polski, która dominowała przez długie fragmenty meczu. A przecież przeziębione były Kinga Achruk oraz Monika Kobylińska; były też sytuacje, w której zmieniałem dobrze grającą zawodniczkę, by dać szansę innej. Rywalki dopingowało ponad dwa tysiące kibiców, a sędziowie wiedzieli, jak interpretować sytuacje "fifty-fifty". Mam nadzieję, że taką grę, jak we fragmentach tego spotkania, będziemy pokazywać na meczach w Szwecji przez sześćdziesiąt minut.

ZOBACZ WIDEO Człowiek instytucja. Jubileusz Janusza Czerwińskiego (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Uśmiech nie schodzi panu z twarzy.

- Bo ja generalnie jestem optymistą, a w drużynie mam kapitalne dziewczyny. Wykonały w krótkim czasie naprawdę fajną robotę. Ten zespół żyje, chce. Stąd moje nastawienie.

Kibice kobiecą piłką ręczną interesują się w Polsce od wielkiego dzwonu. Które nazwiska ich w grudniu zaskoczą?

- Nie chcę odpowiadać na to pytanie i skupiać się na jednej zawodniczce. Liczy się zespół. Mam nadzieję, że ta drużyna będzie żyła, rozwijała się i grała dobrą piłką ręczną. To jeszcze nie jest turniej, który da nam odpowiedzi na ważne pytania. Potrzebujemy czasu. Mamy nowe skrzydłowe, nowe obrotowe, młode rozgrywające. Taka Natalia Nosek ma dopiero osiemnaście lat. Ten turniej chcemy wykorzystać, aby zdobywała doświadczenie.

Rywalki są wymagające. Holandia, Francja i Niemcy.

- Jeśli będą nam sprzyjały sportowe okoliczności, to będziemy w stanie powalczyć z każdym. Pokazaliśmy to we fragmentach meczu z Hiszpankami, czy wcześniej ze Szwedkami. Mamy możliwości.

Drużyna jest nowa, trwa przebudowa. Prezes Andrzej Kraśnicki mówi, że boi się stawiać przed reprezentacją konkretnych celów. A pan?

- Jasne, że chcemy wyjść z grupy. Będziemy walczyć w każdym kolejnym meczu, żeby nie wracać zbyt wcześnie do domu. Awans to nasze marzenie. Zobaczymy, czy realne.

Od lat pracuje pan w Niemczech. To będzie wyjątkowy mecz?

- Absolutnie nie. Nie ma to dla mnie znacznia. W tym momencie wyjątkowe i najważniejsze jest pierwsze grupowe spotkanie z Francuzkami. Ono otwiera turniej. Później zajmiemy się kolejnymi.

Będzie dobrze w tej Szwecji?

- Mistrzostwa Europy to trudny turniej, a my mamy w grupie wymagające, rutynowane rywalki. Ma pan jednak do czynienia z trenerem-optymistą, który każde spotkanie widzi jako mecz do wygrania. Mamy ciekawy, młody, głodny zespół. Chcemy te atuty wykorzystać.

Rozmawiał Kamil Kołsut

Komentarze (0)