Piotr Przybecki: Trzeba wykorzystać obecny potencjał Wisły

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara
zdjęcie autora artykułu

Szkoleniowiec Śląska Wrocław, Piotr Przybecki, od 1 lipca obejmie Orlen Wisłę Płock. Były reprezentant kraju opowiada o bardzo trudnym sezonie we Wrocławiu i nakreśla swoje plany dotyczące pracy z płocczanami.

WP SportoweFakty: Już od okresu przygotowawczego zapowiadało się na bardzo trudny sezon w roli trenera Śląska Wrocław. Długo mówiło się w kontekście pana zespołu o Adrianie Konczewskim i Mateuszu Przybylskim. Obaj ostatecznie we Wrocławiu nie zagrali.

Piotr Przybecki: Stało się tak z wielu względów, przede wszystkim organizacyjno- finansowych. W tej kwestii nic się nie zmieniło do teraz, pomimo zapewnień w przerwie zimowej o transferach. Wracając do początku sezonu, już wówczas pojawiło się parę problemów. Mieliśmy szkielet zespołu, przynajmniej tak mi się wydawało. Pojawił się pomysł, ale wypadały nam kolejne ogniwa. Najpierw Konczewski, potem Przybylski, a potem się już potoczyło. Wszystko stanęło na głowie, zespół przebudowano, bowiem odeszło czterech kluczowych graczy (klub opuścili Igor Żabić, Djordje Golubović, Janja Vojvodić i Michał Adamuszek - przyp. red.). Musieliśmy się męczyć w takim, a nie innym składzie.

Czy z Igorem Żabiciem i jego kolegami z Bałkanów zespół miałby realne szanse na utrzymanie? Wielu obserwatorów uważa, że tak.

- Są to zawodnicy o sporym potencjale. Dla nich każdy miesiąc, tydzień, dzień przynosił poprawę poziomu sportowego. Taki był zamysł, żeby zbudować na nich Śląsk. Przy okazji miało to być podparte Michałem Adamuszkiem, kiedyś przecież królem strzelców ligi. Powoli dołączaliby młodzi zawodnicy, którzy bardzo dobrze się rozwijają. Możemy teraz gdybać, ale widać było u nich w krótkim okresie postęp sportowy i mogłoby to przynieść owoce. Nie jest łatwo zaczynać po raz kolejny od zera, ale to już pytanie do innych ludzi.

Pojawiały się myśli, by pójść w ślady zawodników i opuścić tonący okręt?

- Być może czasami się nad tym zastanawiałem. Podszedłem do tematu tak, jak sygnalizowałem od początku przygody z klubem. Zgodnie z zapowiedziami postanowiłem poprowadzić ten zespół przez dwa lata. Zależało mi, żeby we Wrocławiu coś się ruszyło pod względem piłki ręcznej. Śląsk zaistniał w Superlidze, a po drugie Wrocław był jednym z gospodarzy EHF Euro 2016. Myślałem, że w większym stopniu będzie można to wykorzystać. Swoje przekonanie opierałem na zapewnieniach, że zmieni się klimat i pojawi się większe zainteresowanie ze strony sponsorów. Na to wszyscy w klubie liczyli. Przy odpowiednim, rozsądnym budowaniu zespołu można było grać w Superlidze i to z dobrym efektem.

O niepowodzeniu projektu zadecydował brak klimatu wokół piłki ręcznej we Wrocławiu?

- Pewnie po części tak. Z drugiej jednak strony miasto samo tego nie poprowadzi. Władze wykazały inicjatywę, zabrakło reakcji ze strony klubu, by zbudować drugi filar i pozwolić na większy rozwój zespołu. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Ma powstać liga zawodowa, ale obecnie zespół jest w rozsypce. Bardzo mnie to boli, podobnie jak graczy, z którymi wykonałem sporą pracę.

Jaka przyszłość czeka Śląsk Wrocław? Poziom pierwszej ligi czy może skończyć się ponownym startem od drugiej ligi jak przed kilkoma sezonami?

- Wolałbym, żeby na takie pytanie odpowiadali ludzie z klubu. Zawsze to ja zderzam się z pierwszą linią ognia i wychodzę na czoło. Chciałbym, żeby powstały konkretne odpowiedzi, czemu tak się działo. Były zapewniania, ale to się skończyło na niczym. Chciałbym, by umożliwić grę młodym chłopakom. Przecież w mistrzostwach Polski juniorów zajęli czwarte miejsce. Liczyli na więcej, ale byli w czołówce. Myślę, że w perspektywie dwuletniej mogliby występować w Śląsku.

Wspomniał pan o utalentowanych juniorach. Któryś z nich ma przed sobą przyszłość w Superlidze? 

- Jest parę bardzo ciekawych nazwisk. Na pewno leworęczny Paweł Dudkowski, młody Michał Wiewiórski. Do tego Piotr Burzyński na skrzydle, ciekawym zawodnikiem jest też Jakub Romian. Można byłoby tak wymieniać chociażby na skrzydłach. Trudno przewidywać, ale możliwości są. [nextpage]Jeszcze nie przejął pan obowiązków trenerem Wisły, a już pierwszy mały sukces na koncie. Niedawno pojawiły się informacje, że brał pan udział w rozmowach z Tiago Rochą w sprawie przedłużeniu kontraktu. Dopiero ta rozmowa miała przekonać Portugalczyka do parafowania nowej umowy

- To były wspólne działania, przede wszystkim ze strony klubu. W tym momencie, żeby sprowadzić zawodników topowych trzeba mieć ku temu możliwości. Druga sprawa, że już na to za późno. Po co zmieniać, jeżeli nie ma dostępnych zawodników, którzy zrobią różnicę. Po co zmieniać szkielet zespołu, który powstał. Trzeba wykorzystać obecny potencjał Wisły. Takie jest moje zdanie, ale oczywiście pojawią się drobne zmiany. W dłuższej perspektywie trzeba będzie odpowiedzieć na wiele pytań. Chociażby ze względu na to, że w 2017 roku odchodzi główny reżyser gry, Dmitrij Żytnikow. Podaje to oczywiście jako przykład. Dobrze, by wykorzystać to, co w Płocku zrobiono do tej pory. Szczególnie w czasie pracy Manolo Cadenasa. Pojawiło się wielu młodych chłopaków, którzy nie byli gwiazdami piłki ręcznej. Mimo tego, w krótkim okresie stali się dobrymi zawodnikami. Zobaczymy, na ile trzeba wspierać ich rozwój. Dobrze byłoby wykorzystać ich potencjał w dłuższej perspektywie.

Sporo mówi się o odejściu z klubu Bartosza Konitza. Pan był zwolennikiem płocczanina w kadrze trenera Bieglera

- Jeżeli chodzi o Bartka to jedną kwestią jest jego uraz, a drugą sprowadzenie do Płocka Tomasza Gębali. Na środku grają Żytnikow i Tarabochia, prawdopodobnie będzie przedłużony kontrakt z Pusicą, który świetnie rozwija się po kontuzji. Jest prawdziwym wojownikiem na boisku, dodatkowo trzyma w ryzach grę obronną. W pewnym momencie trzeba się zdecydować.

W kontekście Wisły pojawiło się nazwisko Pawła Atmana

- To są spekulacje. Wiadomo, że Paweł Atman to jeden z bardziej znanych środkowych rozgrywających, który z moich informacji ma ważny kontrakt z Mieszkowem Brześć. Obecnie to wyłącznie spekulacje.

Osobną kwestią pozostaje Marco Oneto Zuniga. Chilijczyk, pomimo ważnego kontraktu, cały sezon spędził w gabinetach lekarskich i jest na wylocie z Płocka. Widział pan dla niego miejsce w zespole?

- To bardzo ciężka sytuacja. Trzeba byłoby porozmawiać na ten temat z przedstawicielami klubu. Nie pracowałem z tym zawodnikiem i nie wiem do końca, jak przebiegała jego rehabilitacja. W tym momencie mamy na kole Tiago Rochę, Mateusza Piechowskiego, Macieja Gębalę. Będziemy się starali na pozycji obrotowego wykorzystywać tych zawodników.

Zmiany dotkną również bramkę. Rodrigo Corrales odchodzi do PSG, Marcin Wichary wciąż bez kontraktu, a z wypożyczenia do Pogoni wraca Adam Morawski. Oprze pan bramkę o polskich graczy czy trwają poszukiwania zagranicznego zawodnika?

- Trzeba dać szansę młodemu Morawskiemu, który wraca do Płocka. Marcin Wichary należy niemal do inwentarza Wisły i ostatnimi występami pokazał, że jest nie tylko wartościowym zmiennikiem. Wichary to bramkarz, który potrafi zrobić różnicę. Rozmowy są prowadzone i myślę, że skończą się pozytywnie w tym wypadku.

Rodrigo Corrales dopiero od sezonu 2017/2018 zagra w Paryżu. Czy jest zatem szansa, by występował w Płocku jeszcze kolejny rok?

- Sytuacja Rodrigo Corralesa jest w toku, obecnie nie mogę tego komentować. Zobaczymy, jakie rezultaty przyniosą rozmowy. Z Rodrigo trzeba poczekać, to poważniejsza sprawa i wszystko zależy od macierzystego klubu, FC Barcelony.

Mówił pan przed sezonem, że już w przerwie między rozgrywkami pojawiały się zapytania ze strony silniejszych klubów. Czy Wisła wówczas sondowała możliwość zatrudnienia Piotra Przybeckiego w roli szkoleniowca? - Tak, były już wówczas luźne rozmowy. Wiedziałem jednak, że zostaję we Wrocławiu, m.in. z powodów rodzinnych. Poza tym udało nam się w niezwykły sposób utrzymać w lidze i dużo razem przeżyliśmy z zawodnikami. Nastąpiły zmiany, bo musiały się pojawić, ale na tej bazie chciałem zbudować zespół. Pojawiła się szansa, by stworzyć bardzo dobrze rozumiejącą się drużynę i na tym mi zależało. Zresztą od początku tak podchodziłem do sprawy i nie myślałem o opuszczeniu klubu. Patrząc z perspektywy czasu, nie wiadomo czy była to najlepsza decyzja. Nie żałuję, to już tylko historia.

We Wrocławiu trudno było mówić o jakiejkolwiek presji, w Płocku będzie się już pan z nią musiał zmierzyć.

- Gdybyśmy na tym poziomie obawiali się presji, to na poziomie profesjonalnym trudno byłoby gdziekolwiek pracować. Bardzo dobrze, że się pojawi. Napędza bowiem do działania i trzeba ją przekuć na wyniki.

Rozmawiał Marcin Górczyński

Źródło artykułu: