Zawody w Szczecinie pomiędzy miejscową Pogonią Baltica a Energą AZS Koszalin nie przebiegały po myśli gospodyń. Miejscowe od początku zawodów zmuszone były gonić wynik. Choć w takiej sytuacji wcześniej też się już znajdowały, zawsze wracały na właściwe tory i odmieniały losy widowiska. Tym razem tak się nie stało. - Od początku mecz nie układał się pod nasze dyktando. Nie tak go sobie założyłyśmy - przyznała tuż po spotkaniu Monika Głowińska.
Kapitan szczecinianek jako jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy wskazała na zbyt dużą nonszalancję w defensywie oraz małą liczbę piłek adresowanych do szybkich skrzydłowych. - Na początku zagrałyśmy zbyt "lajtowo" w obronie. Nie wykorzystałyśmy kontry w drugie tempo, bo generalnie to jest nasza mocna strona - przypomniała sama zainteresowana.
Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Z takiego założenia zdają się wychodzić granatowo-bordowe, które już teraz zapowiedziały odwet. - W każdym razie wniosek może być jeden: to jest dwumecz, koszaliniaki wygrały u nas dwoma bramkami, dlaczego my nie możemy tam wygrać trzema? - zapyta retorycznie Głowińska. - Taki jest nasz cel. Musimy odrobić te dwie bramki i wygrać minimum trzema - dodała.
Środkowa rozgrywająca na koniec przyznała, że zmiana wyniku (z 16:14 zrobiło się 17:20) to efekt piękna kobiecego sportu. Podkreśliła, że przegrana bitwa nie oznacza przegrania wojny. - To jest właśnie to piękno sportu, szczególnie kobiecego sportu. Wynik może się zmienić z minuty na minutę, czego wszyscy w Szczecinie byli świadkami. Nie zwieszamy głów. To dopiero pierwsza połowa. Mecz kończy się w Koszalinie po 60 minutach - skwitowała sama zainteresowana.
Dwa lata temu były WIELKIE KONTROWERSJE przy okazji ćwierćfinałowych meczów Pogoni z Montexem, a rok temu w meczach Zagłębia z Politechni Czytaj całość
ŻEBY SIĘ PO WASZYM AWANSIE NIE OKAZAŁO ŻE FF ORGANIZUJE SZCZECIN!!!!!!!!!!