Były odgłosy, że ktoś chce reaktywować Wybrzeże i nic nie wyszło - rozmowa z Sebastianem Sokołowskim z AZS AWFiS Gdańsk

Męska piłka ręczna w Gdańsku od wycofania się z ligi Wybrzeża popadła w ogromne kłopoty, a zespół rokrocznie gra o utrzymanie w lidze. O sytuacji gdańskiego klubu i o ostatnim meczu z Piotrkowem wypowiedział się bramkarz Sebastian Sokołowski.

W meczu z zespołem z Piotrkowa byliśmy świadkami dwóch zupełnie innych połówek spotkania...

- Zgadzam się. Pierwszą połowę można było nagrać i pokazywać jak trzeba grać w piłkę ręczną, przede wszystkim w obronie. Drugą połowę można byłoby natomiast nagrać i pokazać wszystkim trenującym piłkę ręczną jak nie należy grać w piłkę ręczną.

Przy prowadzeniu 11:3, chyba w najgorszych snach nie można było sądzić, że mecz można zremisować...

- Patrząc na naszą drużynę nic mnie nie dziwi. To, że potrafimy sobie stworzyć dużą przewagę w pierwszej połowie, a później stwarzamy kibicom nerwówkę, to nasza wizytówka. Remis jest dla nas przegraną.

Swoją postawę możesz chyba jednak ocenić dobrze, bo obroniłeś naprawdę wiele rzutów...

- Jestem zadowolony, ale potrzebne są punkty drużynie. Nie ma żadnej punktacji kanadyjskiej za obrony, czy bramki i to się nie liczy.

W pewnym okresie gry przy waszym dużym prowadzeniu w pierwszej połowie próbowałeś nawet rozkręcić jakiś mały doping na hali...

- Zjawiło się troszeczkę więcej kibiców i chciałem, żeby to jakoś wyglądało. Z kibicami jest u nas tak, że większość to studenci i znajomi. Prawdziwych kibiców można u nas policzyć na palcach jednej ręki.

Może sukces reprezentacji przełoży się na to, żeby w Gdańsku coś się wreszcie działo?

- Szczerze mówiąc myślę, że nie... Sukces był już dwa lata wcześniej i był bardziej widoczny niż teraz, gdyż kibice przyzwyczaili się do tego, że reprezentacja gra na wysokim poziomie. Dwa lata temu były odgłosy, że ktoś chce reaktywować Wybrzeże, że jest zainteresowanie piłką ręczną i nic z tego nie wyszło. Myślę, że wszystko zostanie na tym poziomie, jaki jest. Patrząc z drugiej strony nie ma zainteresowania naszym zespołem ze strony władz klubu, uczelni.

Widać tutaj bardzo mało wykorzystany potencjał w postaci braku jakiegokolwiek promowania drużyny, bo z perspektywy szarego gdańszczanina lubięcego sport, chcąc się dowiedzieć że macie mecz trzeba się naprawdę napocić...

- Tak, to prawda... Myślę jednak, że żadne akcje promocyjne ze strony zawodników nie mają najmniejszego sensu. Taką akcję przeprowadziły dziewczyny i wiadomo jak to się skończyło. Chciały uratować piłkę ręczną w Gdańsku, nagłaśniały to, były rozmowy z dyrektorem, z mediami i nic z tego nie wyszło. Możemy nazgłaśniać to, że gramy, jednak jeśli nie będzie ludzi, którzy będą chcieli się tym naprawdę zająć, to nic z tego nie będzie.

Klub miał ogromne długi względem sekcji kobiecej. Czy u was wygląda to lepiej?

- Może wygląda to trochę lepiej, bo mało zarabiamy. Zawodnicy z drużyny utrzymują się praktycznie ze stypendium przyznawanym na AWF-ie i z tego głównie żyjemy. Wiem, że dziewczyny brały większe gaże za mecze, miały premie z powodu gry o mistrzostwo. I tak mamy na tą chwilę dwumiesięczne zaległości, a dziewięciu zawodnikom kończy się kontrakt po sezonie. Nie słyszymy konkretnych deklaracji, żeby miał wejść konkretny sponsor. Co prawda coś się słyszy, że ktoś się pojawia, na 99,9 procent wejdzie w sponsoring, ale takie słowa słyszę już od sześciu lat. Nie wiem co będzie, nie wiem czy będą wybory zarządu klubu i nie mamy po prostu do kogo przyjść z naszymi problemami. Dochodzi do takiej sytuacji, że sami sobie kupujemy maści, bo nawet na to nie ma pieniędzy w klubie.

Nie żałujesz tego, że nie urodziłeś się 7-8 lat wcześniej?

- Można gdybać, bo wiadomo co się stało z zawodnikami urodzonymi przed 1980 rokiem, co się działo w Wybrzeżu, jak toczy się teraz ich kariera.

Patrząc na twoją znakomitą postawę w meczu z Piotrkowem Trybunalskim trudno oczekiwać, żebyś został w Gdańsku na dłużej, szczególnie że ten mecz transmitowany był przez telewizję...

- Wiążę dużą przyszłość z pracą, bo kończę studia na Politechnice Gdańskiej i nie wiem jak to się potoczy. Na pewno chciałbym się ciągle kręcić wokół piłki ręcznej. Lubię to, fajnie się gra... Jeśli padłaby poważniejsza propozycja, to mógłbym podchodzić do tego zawodowo, jak nie to być może w dużej mierze hobbystycznie.

Na pewno oglądałeś Mistrzostwa Świata. Co sądzisz o postawie reprezentacji? Po porażce z Macedonią chyba niewielu wierzyło w to, że uda się zdobyć medal...

- Wielu nie wierzyło, ja jednak należę do tej grupy piłkarzy ręcznych, którzy wiedzą jak wygląda ten sport i nie wieszałem fusów na zawodnikach. Jednego dnia kibic polski potrafi krytykować, a kolejnego wznosić trenerów i zawodników w niebiosa...

Szczególnie, że podczas mistrzostw pojawiło się wielu ekspertów, którzy nigdy nie byli na meczu...

- Dokładnie (śmiech). Starałem się po awansie do kolejnej rundy patrzeć z dystansu na rozwój wydarzeń.

Czego zabrakło do awansu do finału w meczu z Chorwacją?

- Nie mnie to oceniać. Jestem zawodnikiem i mam za mało doświadczenia, aby wypowiadać się na temat tak wysokiego poziomu gry w piłkę ręczną. Mogę mieć swoje przemyślenia, ale wolę zostawić dla siebie, a analizy zostawić ludziom, którzy się tym zajmują.

Jakiego czynnika by potrzebowała polska piłka ręczna, by ktoś mógł się nią poważnie zainteresować i żeby wreszcie były pieniądze w tym sporcie?

- Na pewno potrzebne są pieniądze i jeśli nie będzie strategicznego sponsora ligi to będziemy słyszeć, że ten klub się rozpada, że w tamtym mało zarabiają. A to nie przyciąga młodzieży, gdyż w tych czasach młodzież ciągnie do pieniędzy. W trzeciej, czy czwartej lidze piłkarskiej można zarobić więcej, niż w Ekstraklasie piłkarzy ręcznych.

Komentarze (0)