Ostrovia zagrała "na ostro", a bochnianie na nogę Folusznego się "nadziali"

Początek meczu dał bochnianom nadzieję na dobry wynik, ale gdy tylko Ostrovia podkręciła tempo gry na nieco bardziej ostre, a Patryk Foluszny zamiast palcem zaczął w czasie swych obron grozić bochnianom... nogą, czar prysł i kolejna porażka nadeszła.

Dla co poniektórych to był mecz, którego wynik końcowy mogli łatwo przewidzieć: w roli faworyta stawiali oczywiście Ostrovię. A jednak, pierwsze minuty pokazały, że MOSiR-u nie można spisywać na starty w starciu z trzecią drużyną pierwszoligowej tabeli. Bochnianie wprawdzie w piątej minucie przegrywali 1:3, ale w ciągu 120 sekund zdołali doprowadzić do remisu, a w dalszej fazie spotkania nadal dzielnie walczyli. W szesnastej minucie, po trafieniu Adriana Najucha gospodarze zdołali nawet wyjść na prowadzenie 8:7, a bardzo ładna akcja zwieńczona bramką Pawła Lysego jeszcze to prowadzenie delikatnie powiększyła. Czy to bochnianie grali tak doskonale w tej pierwszej części spotkania? – Tego niestety nie mogli powiedzieć ani gracze MOSiR-u ani ich zagorzali sympatycy. Czy zatem reprezentanci KPR-u mieli jakieś słabsze chwile?

- Styl pozostawiał wiele do życzenia, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdzie popełniliśmy dużo błędów technicznych i nie wykorzystaliśmy kilku stuprocentowych sytuacji – ocenił grę swej drużyny Krzysztof Przybylski. - Zespół z Bochni nie był nam w sumie dłużny, bo też kilka błędów popełnił, nie wykorzystał kilku sytuacji. Poza tym dzisiaj bardzo dobrze w bramce spisywał się Patryk i myślę, że to też w dużej mierze jego zasługa, że straciliśmy tak mało bramek – analizował to spotkanie szkoleniowiec wielkopolskiej ekipy.

Zarówno jedna jak i druga drużyna rzeczywiście popełniała błędy, ale w tej pierwszej fazie meczu nie można się było aż tak bardzo przyczepić przynajmniej do poziomu skuteczności bochnian. Faktycznie zdarzało się, że nie trafiali w światło bramki, zdarzało się też, że swymi rzutami trafiali za to idealnie w bramkarza gości, ale tak naprawdę zalew prawdziwej fali nieskuteczności nastąpić miał dopiero w drugiej części spotkania.

- Zagraliśmy spotkanie całkiem przyzwoite gdyby nie trzeba było… rzucać na bramkę w pewnych sytuacjach – przyznał otwarcie tuż po meczu Ryszard Tabor. - Wypracowaliśmy sobie wiele dogodnych sytuacji, natomiast byliśmy bardzo nieskuteczni. Duża w tym zasługa gracza, który stał w bramce, ale bezpośrednio - przede wszystkim była to zasługa naszych zawodników, którzy nie zmienili sposobu rzutu czy strefy w bramce i to się błyskawicznie zemściło różnicą która powstała w drugiej połowie. I to najbardziej boli – ocenił opiekun MOSiR-u.

Czymże to wsławił się w czasie sobotniej konfrontacji Patryk Foluszny, że jego osoba wywarła takie wrażenie na szkoleniowcach obu zespołów? – W piłce ręcznej istotną rolę odgrywają oczywiście ręce i po niejednej skutecznej bramkarskiej interwencji koledzy wspomnianego Patryka mogliby mówić, że będą „całować jego rączki”. A jednak, mecz z MOSiR-em pokazał, że to nie ręka, a noga tego młodego golkipera potrafi czynić cuda. Ile razy piłka rzucona przez bochnian "nadziała" się na podniesioną kończynę dolną Folusznego – ciężko policzyć od nadmiaru takowych interwencji, ale bywały też takie obrony, które nie wymagały od niego zbyt wielkich „wygibasów”, a piłka i tak kleiła się do jego nogi.

- Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz, że wiele dobrych zespołów w Bochni się męczyło i wygrywało tak naprawdę dopiero w ostatnich minutach spotkań – mówił bramkarz KPR-u. - Dzisiaj bardzo dobrze mi się współpracowało z kolegami z obrony, bardzo mi pomagali, a to co się udało odbić w sytuacjach sam na sam to tylko cieszy, że dzięki mojej pracy to się po prostu udaje – mówił zadowolony Patryk Foluszny.

Mając za plecami tak dobrze dysponowanego kolegę, także ostrowska ofensywa mogła pograć trochę bardziej "na ostro". Pierwsze skrzypce grał w ataku Ksawery Gajek (siedem bramek w meczu), ale i na Krzysztofa Łyżwę mógł liczyć trener Przybylski. Gracze KPR-u nie mieli większych kłopotów ze zdobywaniem bramek, nie mieli też większych problemów z racji tego, że przez 14 minut "odpoczywali" na ławce kar, to bochnianie mieli w tym meczu powody do zmartwień. Rozgrywali naprawdę bardzo ładne akcje, ale - jak podsumował ten występ Mateusz Zubik: - Taktycznie jakoś to w miarę dzisiaj wyszło, ale skuteczność rzutowa była tragiczna.

MOSiR Bochnia – KPR Ostrovia Ostrów Wlkp. 23:30 (11:14)

MOSiR: Gut, Węgrzyn – Lysy 5, Najuch 4, Bujak 3, Imiołek 3, Budziosz 2, Nowak 2, Janas 1, Jewiarz 1, Pach 1, Zubik 1, Spieszny, Więcek, Wolnik.
Kary: 6 min.
Karne: 5/7.

KPR Ostrovia: Foluszny, Adamczyk – Gajek 7, Łyżwa 6, Staniek 5, Kuśmierczyk 3, Piosik 3, Krzywda 2, Tomczak 2, Śliwiński 1, Wojciechowski 1, Bielec, Klara, Olszyna, Stempniak.
Kary: 14 min.
Karne: 1/1.

Widzów: 200.

Sędziowali: Miłosz Lubecki oraz Mateusz Pieczonka.

Delegat ZPRP: Grzegorz Wojtyczka.

Źródło artykułu: