Kibice bardzo długo musieli czekać na powrót Mariusza Jurkiewicza do gry po kontuzji. Rozgrywający, który latem przeniósł się z Płocka do Kielc wszystkie dotychczasowe pojedynki nowej drużyny obserwował z wysokości trybun. 1 marca po blisko dziesięciu miesiącach rozbratu ze szczypiorniakiem w końcu zadebiutował w szeregach kieleckiej siódemki. Zawodnik wybiegł na parkiet w wyjściowym składzie, gdzie spędził prawie 50 minut. - Cieszę się, że mogłem zadebiutować. To był taki mecz, który pozwolił rotować składem. Dla mnie to też dobra sytuacja, ponieważ w miarę spokojnych okolicznościach mogłem wejść do drużyny - przyznaje.
Jak sam podkreśla szansa gry w kolejnych spotkaniach powinna pozwolić mu odbudować boiskową pewność i prezentować coraz lepszą dyspozycję. - Mam nadzieję, że moja forma będzie rosła z meczu na mecz. Nie ukrywam i to było też do przewidzenia, że jakiś czas jeszcze się będę szukał na parkiecie. Pewne zagrania, które były dla mnie rutynowe, muszę odbudować. Potrzebuję pewności siebie na boisku, którą na pewno uzyskam poprzez minuty na parkiecie. Mam nadzieję, że niedługo mi się to uda i będę w pełni przydatny drużynie - zaznacza.
Liderujący w ligowym zestawieniu zespół Vive Tauronu Kielce pokonał ostatnią ekipę PGNiG Superligi Śląsk Wrocław 37:20, a Mariusz Jurkiewicz na listę strzelców wpisał się sześciokrotnie.
Zobacz wideo: Tałant Dujszebajew to wybór bezpieczniejszy dla prezesa ZPRP