Liga Mistrzyń: Ciężko nie brać udziału w tak prestiżowych rozgrywkach

MKS Selgros Lublin bez zwycięstwa zakończył boje w tegorocznej Lidze Mistrzyń. Pojawia się więc pytanie o sens występu w niej etatowego Mistrza Polski. - To są tak prestiżowe rozgrywki, że ciężko nie brać w nich udziału - mówi Monika Marzec.

Wątpliwości co do sensu udziału w LM nie ma też Kristina Repelewska. - Champions League to olbrzymi bagaż doświadczeń, nie tylko dla ogranych zawodniczek, ale i dla tych młodszych - przekonuje rozgrywająca MKS-u Selgros i reprezentacji Polski. - Każdy udział w meczu na takim poziomie na pewno zaprocentuje. Zwłaszcza u tych mniej doświadczonych dziewczyn. Może one nie dostawały aż tak dużo minut gry, ale nawet samo uczestniczenie w takim wydarzeniu pamięta się do końca życia. Zawsze warto brać udział w takich rozgrywkach, choćby ze względu na kibiców - dodaje Monika Marzec.

Grę z czołówką europejskich drużyn klubowych ciężko porównywać w meczami w PGNiG Superlidze - Myślę, że na dzień dzisiejszy, jest to o półkę wyższy poziom niż polska liga, można powiedzieć, że światowy. Obracają się tam zawodniczki z wielu krajów, reprezentantki kadr narodowych. Jest to naprawdę solidny "miks". Choć w tym sezonie nie zdobyłyśmy punktów, to zagrałyśmy kilka dobrych spotkań i to cieszy. Dwa mecze nam się nie udały, ale mimo wszystko cały czas się uczymy - ocenia Repelewska.

Uczestnictwo w elitarnej EHF Champions League wiąże się też ze sporymi kosztami organizacyjnymi. - Nasz udział w LM został wkalkulowany w budżet. Kiedy przed sezonem planowaliśmy wydatki uwzględniliśmy też udział w tych rozgrywkach - mówi prezes zarządu MKS Lublin Sp. z o.o. Marta Daniewska-Zduńczyk. - Na pewno jest to wydatek dla klubu, ale czy aż taki? Jeśli gramy tylko w grupie, tak jak w tym roku, to nie jest on duży - dodaje Marzec.

Czy jednak w związku z problemami organizacyjno-finansowymi, o których głośno było u progu sezonu, należało jednak nie zgłaszać zespołu do tych rozgrywek i skupić się wyłącznie na krajowym "podwórku". - Wycofanie z Ligi Mistrzyń nie wchodziło w grę, bo kary finansowe są olbrzymie. Poza tym zostalibyśmy zdyskwalifikowani z europejskich pucharów na parę lat. Nie kalkulowało nam się to - wyjaśnia Daniewska-Zduńczyk.

Lubelski klub znalazł zatem inne wyjście z tej patowej sytuacji. - Pomogli nam indywidualni sponsorzy, których pozyskaliśmy. Poszczególne mecze były więc finansowane przez indywidualne osoby i firmy. Jest też miasto, które dało na to środki. Kwestie organizacyjne, to głównie koszty, które wynikają z regulaminu EHF-u i musieliśmy je ponieść - mówi Prezes Daniewska-Zduńczyk.

Komentarze (0)