- Na pewno będą to trudne zawody. Chociażby z tego względu, że i my i Zagłębie gramy podobną obroną, czyli 3:2:1. Zwykle te spotkania są wyrównane. Fajnie, o to chodzi, liga się wyrównuje. Myślę, że w Szczecinie będzie to równie emocjonujące widowisko - przewidywał jeszcze przed meczem skrzydłowy granatowo-bordowych Wojciech Jedziniak. Jak się później okazało, jego słowa okazały się być wręcz prorocze.
Czterema nominalnymi rozgrywającymi rozpoczęli spotkanie gospodarze. Na skrzydle trener Rafał Biały postanowił ustawić Pawła Krupę. Wynik już w pierwszej akcji otworzył Łukasz Gierak. Przyjezdni na swoje debiutanckie trafienie musieli czekać znacznie dłużej. Nie do pokonania był Edin Tatar. Swoją drogą znakomicie wprowadził się jego vis'a vis Patryk Małecki. Zagłębie impas przełamało po skutecznie wykonanym rzucie karnym (7 min.).
Tuż przed pierwszym kwadransem rezultat był niezwykle skromny (4:4). W przypadku szczecinian mnożyły się dość proste błędy. Bolączką były chociażby rzuty karne. Goście zaś z każdą kolejną chwilą byli coraz bardziej skuteczni. Bardzo dobrze wracali do obrony, a błędy rywali wykorzystywali wyprowadzając zabójcze kontry. W efekcie w 24. minucie prowadzili już 11:7. W między czasie o czas poprosił Biały. Niewiele to jednak dało. Ciągle imponował Małecki. Miedziowi w końcówce stracili dystans głównie po dwójkach Michała Bartczaka i Kamila Kriegera.
Drugiej połowy Pogoń nie rozpoczęła tak, jakby tego oczekiwał ich trener. Bardzo szybko kolejną "dwójkę" złapał Łukasz Gierak. Wśród szczecinian bardzo mocno szwankowała skuteczność i to nawet w dogodnych sytuacjach. Istotny wpływ miała za to postawa Morawskiego. Bramkarz bronił niczym w transie raz po raz dając nadzieje miejscowym kibicom. Sam jednak zawodów nie mógł wygrać. Gospodarze próbowali coś zrobić indywidualnie, ale to Miedziowi ciągle byli o krok lepsi.
Pierwsze skrzypce w Zagłębiu rozgrywał tego dnia Łukasz Kużdeba. Czasem nadziewał się na wspomnianego wcześniej Morawskiego, ale to on był głównym budowniczym wyniku lubinian. Miejscowi próbowali indywidualnych akcji, ale wprost razili nieskutecznością. Pozostawali w grze tylko dzięki swojemu bramkarzowi. Na 10 minut przed końcem musieli włączyć przysłowiowy piąty bieg (19:22). Po jednym z przypadkowych starć na chwilę przytomność stracił Michał Stankiewicz. O dziwo, nie zszedł nawet z parkietu. Po kolejnym niecelnym rzucie miejscowi kibice tracili nadzieję na korzystny wynik swojej drużyny.
Ostatnie 4 minuty to już prawdziwy horror. W rolach głównych wystąpili sędziowie z Płocka. Lubinianie przez kilka minut grali nawet w czwórkę. Wynik brzmiał wówczas 21:23. Wszystko było jeszcze możliwe, choć wcześniej trudne do przewidzenia. Ostatecznie bramka po dobitce Stankiewicza przesądziła o przegranej gospodarzy.
Pogoń Szczecin - Zagłębie Lubin 25:27 (11:13)
Pogoń: Morawski, Tatar - Grzegorek, Bruna 2, Walczak 1, Gierak 6, Krupa 6, Krysiak, Jedziniak 6, Zaremba 2, Kniaziew 2/2.
Karne: 2/4
Kary: 10 min.
Zagłębie: Małecki - Stankiewicz 4, Gumiński 3/2, Przysiek 3, Kużdeba 8, Macharaszwili 3, Szymyślik 2, Wolski, Krieger, Gudz, Bartczak, Dżono 4/3.
Karne: 5/7
Kary: 16 min.
Kary: Pogoń - 10 min. (Walczak - 2 min., Gierak, Krupa - 4 min.); Zagłębie - 16 min. (Wolski, Gudz, Bartczak, Dżono - 2 min., Szymyślik, Krieger - 4 min.).
Czerwona kartka: Nikola Dżono (59''14' min. bezpośrednio po faulu)
Sędziowie: Leszczyński, Piechota (obaj z Płocka).
Widzów: 680.
Krzysztof Kempski ze Szczecina