Katar, czyli wszystko można kupić

Dla Katarczyków nie ma rzeczy niemożliwych. Zorganizować mundial na pustyni? Oczywiście. Zbudować drużynę z niczego? Jak najbardziej. Kibice? Też sobie poradzimy. Język złota to jedyne esperanto.

Międzynarodowa Federacja Piłki Ręcznej nagrodziła Katarczyków prawem organizacji mistrzostw świata cztery lata temu. Był to kolejny wielki sukces szejków z Zatoki Perskiej. Kilka miesięcy wcześniej FIFA powierzyła im piłkarski mundial. W ślady Josepha Blattera i spółki poszła IHF.
[ad=rectangle]
To, że z turniejem pod względem organizacyjnym gospodarze sobie poradzą, od początku nie budziło większych wątpliwości. Mały egzamin dojrzałości szejkowie przeszli już w ubiegłym roku, przy okazji organizacji IHF Super Globe. - Słyszałem, że Katarczykom w przygotowaniach pomagają Niemcy. W takim wypadku wszystko będzie dopięte na ostatni guzik - zapowiadał kilka dni temu w rozmowie ze SportoweFakty.pl Mariusz Jurasik.

Kolejnym celem Katarczyków było dopięcie kwestii sportowych. Mistrzowie Azji swój najlepszy wynik na światowym czempionacie osiągnęli w 2003 roku, kończąc międzynarodową rywalizację na szesnastej lokacie. Wyżej nie sięgnęli nigdy. Budowa zespołu na mundial własny wymagała więc przedsięwzięcia środków wyjątkowych.

Stery zespołu federacja powierzyła jednemu z najbardziej utytułowanych trenerów globu, Valero Riverze. - To była najlepsza decyzja w mojej karierze - mówił Hiszpan po podpisaniu kontraktu z Katarczykami. Zatrudnienie szkoleniowca było pierwszym transferowym ruchem szejków. Później przyszła kolej na zawodników.

W szesnastoosobowym składzie arabskiego kraju na mistrzostwa świata roi się od... Europejczyków. Katarczycy przy tworzeniu reprezentacji zaangażowali istotne środki finansowe, a stosowną ofertę otrzymał od nich między innymi Marcin Lijewski. Polak pustynnemu złotu się oparł, inni tak szlachetni już jednak nie byli.

Prawdziwym hitem okazało się "pozyskanie" przez Katarczyków Bośniaka Danijela Saricia, który już w pierwszym meczu turnieju został niekwestionowanym bohaterem dnia, mocno przyczyniając się do pokonania Brazylijczyków. Obok golkipera FC Barcelony oraz jego rodaka Miresa Grco pod skrzydła Rivery trafili także czterej Czarnogórcy, dwaj Kubańczycy, Francuz oraz Hiszpan.

Tak złożony zespół za kadencji obecnego selekcjonera spotkania o stawkę jeszcze nie przegrał, a w starciu kontrolnym wyższość Katarczyków uznać musieli między innymi Serbowie. Zespół Rivery ma mnóstwo atutów przemawiających za tym, że sukces odniesie także na mistrzostwach świata. Pomóc mają mu w tym między innymi... hiszpańscy kibice, których organizatorzy wynajęli, aby ci dopingowali gospodarzy podczas turniejowych meczów. Pensja? Podobno kilkanaście euro za godzinę.

Ceremonia otwarcia MŚ - zgodnie z zapowiedziami - była zachwycająca, a informacje o starcie turnieju trafiły na czołówki wszystkich miejscowych gazet. Swoją cegiełkę do sukcesu dołożyli już także zawodnicy, którzy rywalizację rozpoczęli od bezcennej wygranej, robiąc duży krok w kierunku awansu do 1/8 finału. - To byłby najlepszy wynik w historii tej reprezentacji. Jestem pewien, że stać nas na jego osiągnięcie - nie ma wątpliwości Rivera.

Sukces byłby to brudny. Daleki od romantycznych historii o maluczkich radzących sobie z wielkimi, sławiący raczej kult mamony burzącej wszelkie granice. Szejkowie uznali, że trwające zawody mają być najlepszą imprezą w historii piłki ręcznej. Na starcie wszystko układa się po ich myśli. Sobotni mecz z Chile może sprawić, że uśmiechną się jeszcze szerzej.

Źródło artykułu: