Środowe derby Opolszczyzny obfitowały w nadspodziewanie dużą ilość emocji. Biorąc pod uwagę niedawne starcie obu drużyn w Pucharze Polski, zakończone pewnym zwycięstwem Gwardii 32:22, niewielu przypuszczało, że ligowa potyczka przyniesie ze sobą tak wyrównaną walkę. Opolanie, pełniący rolę pierwszoligowego hegemona, rozstrzygnęli spotkanie na swoją korzyść dopiero pomiędzy 50. a 55. minutą, kiedy to ich prowadzenie wzrosło ze stanu 23:21 do 27:22.
- Rozczarowani nie jesteśmy, ale filozofia naszej gry jest taka, że chcemy wygrywać. Przegraliśmy mecz, natomiast biorąc pod uwagę jego przebieg i stworzone sytuacje, na pewno ponieśliśmy tą porażkę w niezłym stylu - skomentował na gorąco Piotr Mieszkowski.
[ad=rectangle]
Grodkowianie ulegli ostatecznie 24:29, czyli taką samą różnicą goli, z jaką schodzili do szatni na przerwę. Zespół z Opola zwyciężył bowiem w pierwszej odsłonie 14:9. Przewaga ekipy Rafała Kuptela mogła być wówczas znacznie większa, gdyby nie fenomenalnie spisujący się w bramce Olimpu Łukasz Romatowski.
- Łukasz rok temu był bramkarzem Gwardii, więc naprawdę chciał pokazać wszystkim, głównie kibicom, że coś jeszcze potrafi i żeby o nim nie zapomnieli. Ja nie musiałem go specjalnie motywować, on robił to sam z siebie. Mogło to zadziałać odwrotnie, natomiast "zaskoczyło" mu i bardzo dobrze - dodawał szkoleniowiec.
Sporym mankamentem po stronie jego podopiecznych w pierwszych trzydziestu minutach rywalizacji okazała się gra ofensywna. Szczypiorniści z Grodkowa mieli ogromne kłopoty z wypracowaniem sobie pozycji rzutowych. Takowymi nie mogli zbyt często nacieszyć się ani rozgrywający, ani tym bardziej skrzydłowi czy obrotowy. Większość rzuconych przez nich bramek padała po indywidualnych przebłyskach i niekonwencjonalnych rzutach Tomasza Biernata. Zawodnik ten zakończył mecz z dorobkiem ośmiu trafień.
- Przed przerwą zagraliśmy troszkę za sztywno, choć nie chcę powiedzieć, że z przerażeniem. Nasze akcje były szarpane, indywidualne. W drugiej części wszystko wyglądało już mniej więcej tak, jak zazwyczaj gramy. Skonstruowaliśmy kilka naprawdę fajnych akcji, gdzie dwóch, trzech ludzi wiedziało co zrobić i czyniło to. Pomijam fakt, czy kończyły się one golem czy nie. Tomek jest u nas kluczowym zawodnikiem, który potrafi zaskakiwać, jeżeli ma trochę miejsca i zdrowia. W meczu z Gwardią to czynił - zakończył Mieszkowski.