Wideo challenge "zabije" piłkę ręczną? W Katarze system pomagał

Na wokandę wróciła dyskusja o słuszności zastosowania wideo powtórek w meczach piłki ręcznej. Co ciekawe, system ten ma za sobą debiut na ostatnich mistrzostwach świata. Co sądzą o nim nasi trenerzy?

Jak "naprawić", albo inaczej, "usprawnić" polską piłkę ręczną? To pytanie jest ostatnio jednym z najczęściej zadawanym przez wielu obserwatorów rodzimego handballu. Bynajmniej nie chodzi o poziom sportowy, bo ten rzeczywiście idzie sukcesywnie w górę (no może poza ostatnim występem naszych pań na ME 2014 na Węgrzech i w Chorwacji), ale o równie ważny sposób prowadzenia zawodów przez sędziów. Nie myli się ten, kto nic nie robi. To prawda znana od lat. Dlaczego więc temu człowiekowi nie pomóc, by przynajmniej te błędy zminimalizować?

Co sądzą o pomyśle polscy trenerzy?

Na przysłowiową "tapetę" wzięliśmy czterech panów, którzy na co dzień pracują z drużynami Superligi Mężczyzn i Kobiet: Zbigniewa Markuszewskiego (Nielba Wągrowiec), Rafała Białego (Gaz-System Pogoń Szczecin), Pawła Tetelewskiego (Vistal Gdynia) i Adriana Struzika (SPR Pogoń Baltica Szczecin).
[ad=rectangle]
- Dla mnie pierwszą sprawą jest nie challenge, a uschematyzowanie współpracy sędziów z trenerami, o jej ujednolicenie i przede wszystkim zabranie arbitrom prawa do interpretacji. To, co się obecnie dzieje, jest straszne. Ja wielokrotnie nie rozumiem tej gry - stwierdził na początku rozmowy doświadczony szkoleniowiec beniaminka męskiej Superligi, Markuszewski.

Zdecydowanie odmienne zdanie w tej sprawie ma trener Gaz-System Pogoni Szczecin. - Wielu ocenia, że wideo challenge "zabije" piłkę ręczną. Niemniej jednak uważam, że ten system można byłoby wprowadzić. Gra stała się naprawdę szybka. To już nie jest to, co było kiedyś. Tu jest tak naprawdę jedna wielka gonitwa. Mogą się zdarzyć błędy i mogą mieć one potem wpływ na wynik spotkania - stwierdził Rafał Biały.

Biały i Markuszewski różnią się w swoich opiniach o powtórkach wideo
Biały i Markuszewski różnią się w swoich opiniach o powtórkach wideo

Wideo weryfikacja powinna być wg niego projektem, który należałoby najpierw dobrze przestudiować, ale w praktyce a nie w teorii. - Uważam, że można byłoby ten projekt spróbować wcielić w życie i zobaczyć, czy się sprawdzi. Oczywiście nie jest to mus. Na pewno jednak jest to ciekawa opcja do przeanalizowania. Dopiero potem można będzie go obiektywnie ocenić - przyznał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Bardzo pozytywnie pomysł ten przyjął inny trener pracujący obecnie w SPR Pogoni Baltica Szczecin. - Jak najbardziej powinien być taki wideo challenge. Piłka ręczna jest trochę inna niż siatkówka. Tu jest kontakt. Nie może być żadnej interpretacji - podkreślił znacząco Adrian Struzik.

Jedynym niezdecydowanym jest z kolei Paweł Tetelewski, na co dzień opiekun Vistalu Gdynia. - Nie wiem tak naprawdę, co o tym sądzić. To jest tak szybka gra, ale może jest to jakiś pomysł. Można by wziąć np. jeden challenge w połowie meczu w kontrowersyjnych sytuacjach i sprawa byłaby wyjaśniona. Będzie wideo powtórka, będzie dobrze, nie będzie, też dobrze - stwierdził przekornie sam zainteresowany.

Pierwszy i najważniejszy problem: interpretacja

Największym mankamentem trapiącym ten sport jest możliwość różnej interpretacji tej samej sytuacji boiskowej. Mniejsza o to, jeśli ma to miejsce w momencie nie rzutującym na wynik rywalizacji. Gorzej, jeśli pojedynek toczony jest na tzw. "styku" i o zwycięstwie decyduje jedna akcja w ostatnich minutach czy nawet sekundach danego widowiska, którą jedni arbitrzy uznaliby za zgodną z przepisami, drudzy zaś dopatrzyliby się wykroczenia.
 
- Myślę, że w piłce ręcznej jest inny kłopot. Sprawa przepisów, które się czasami zmieniają nie powoduje zmniejszenia sposobu interpretacji danej sytuacji przez sędziów. To jest główny problem. Jeżeli zabierzemy arbitrom możliwość interpretacji, to będzie się nam grało o wiele lepiej - zwrócił uwagę nasz pierwszy rozmówca Zbigniew Markuszewski.

Do problemu interpretacji przepisów odniósł się też trener Biały. - Wiadomo, że liczba challengów powinna być ograniczona dla trenerów w jednej połowie spotkania czy nawet w całym meczu. Interpretacja to rzeczywiście problem. Przy powtórce też ktoś musi podjąć decyzję, czy to był na przykład faul w ataku, czy nie. Jest tutaj tak dużo elementów do interpretacji, że mamy argument przemawiający in minus. Niemniej powtórzę się, to jest projekt - zripostował.

- Jeden challenge nie zmieni nam obrazu sędziowania czy tego, jak wygląda dany mecz. Uważam, że tutaj nie będzie to miało decydującego wpływu - stwierdził z kolei Tetelewski. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że nie do końca tak jest. Wszyscy przecież pamiętamy zawody pucharu Polski pomiędzy Vive Tauronem Kielce i Orlen Wisłą Płock. Właśnie wówczas dokładnie jedna wideo powtórka zmieniłaby dosłownie wszystko. Sędziowie musieliby zarządzić dogrywkę. Jeden obraz z kamery może więc mieć wpływ na konkretne spotkanie, ale takie, które rozstrzyga się w ostatnich sekundach. Pierwszym lepszym przykładem jest nasza rodzima, lubująca się w horrorach, reprezentacja.

- Nie wiem też jakby to miało wyglądać: wezmę challenge i on da mi prawo do następnego? W ten sposób można by go było brać co chwilę. Nie wiem czy "pozabija" to piłkę ręczną, ale na pewno będą większe przerwy. Na pewno jednak nie pomoże on w tym, by sędziowie inaczej interpretowali przepisy. To też są ludzie, też popełniają błędy i musimy mieć tego świadomość - podkreślił Tetelewski. W siatkówce wideo weryfikacja ewidentnie "naprawia" błędne decyzje panów z gwizdkami i dokładnie taką samą rolę miałaby w handballu.

Kiedy zastosować i co objąć monitoringiem?

Odpowiedź na tak postawione pytanie dały nam mecze rozgrywane podczas tegorocznych mistrzostw świata w Katarze. Tam zdecydowano, by odbywało się to w samych końcówkach zawodów. Wszyscy, którzy choć trochę wiedzą, o co chodzi w szczypiorniaku, rozumieją, że właśnie ostatnie fragmenty są szczególnie mocno nacechowane emocjonalnie, a wtedy o poprawną decyzję jest znacznie trudniej.

Decyzja o powtórce na kamerze może zapaść przy wielu sytuacjach, np. przekroczenia linii pola bramkowego, błędu kroków. - Tak naprawdę wszystko, co ma wpływ na wynik. W piłce siatkowej jest prościej. W handballu będzie trudniej. Inaczej widzą to ludzie, inaczej widzi to trener każdej z drużyn. Tak naprawdę należałoby zwrócić uwagę na wszystko. Nie można wyodrębnić czegoś takiego, że zwracamy uwagę tylko na linię pola bramkowego czy też faul w ataku - zaznaczył Biały.

- Wideo challenge? Nie wiem, w jakim momencie byłby on potrzebny. A czy nie ma znaczenia faul ofensywny, nad którym nikt nie chce się zastanowić? W meczu transmitowanym w telewizji były dwie akcje z rzędu, w której raz odgwizdano "ofens", a raz uznano bramkę - stwierdził wyraźnie zdegustowany na tamto wspomnienie Markuszewski.

Bardzo konkretnym przykładem posłużył się za to Struzik. - Weryfikujemy np. to, czy była bramka, czy nie. W Jeleniej Górze zdarzyła się taka sytuacja z panią Buklarewicz, że ta przekroczyła prawą stopą linię rzucając rzut karny. Bramka została uznana. W tej sytuacji wziąłbym wideo challenge i sprawdziłbym, czy doszło do popełnienia błędu czy też nie - dodał nasz rozmówca.

Kto podejmowałby ostateczną decyzję?

W tej materii jest największe pole do popisu. "Najdroższym" rozwiązaniem wydaje się być to, które zdecydowano się wprowadzić na katarskim czempionacie. Tam bowiem funkcję weryfikatora przydzielono specjalnie oddelegowanej do tego osobie. Był to tzw. IHF Officer. Co ciekawe, mieliśmy tam nawet swojego polskiego przedstawiciela: Marka Góralczyka - sekretarza generalnego ZPRP.

W polskich warunkach rozwiązaniem byłoby zwiększenie funkcji delegatów, którzy zwracaliby pilniejszą uwagę szczególnie w momentach newralgicznych. Idealnie byłoby zaprosić do stolika dwójkę arbitrów i wskazać im, czy popełnili błąd czy też nie. - Mogliby być to dwaj sędziowie, którzy podchodzą do monitora, obserwator i zainteresowani trenerzy. Jeśli zaś mielibyśmy to robić podobnie jak w siatkówce, to decydować mógłby obserwator zawodów - ocenił Struzik.

Góralczyk mógł na własnej skórze wypróbować nowy system
Góralczyk mógł na własnej skórze wypróbować nowy system

Oko kamery wkroczyło już do siatkówki i tam się rzeczywiście sprawdziło. Niemożliwe wydawało się to w piłce nożnej, ale i tam funkcjonuje tzw. "goal line". Może przyszedł czas na piłkę ręczną? - Możemy to zrobić jako projekt i sprawdzić, czy to zafunkcjonuje. Może system nie da oczekiwanego rezultatu, wychwycimy jeden-dwa błędy, ale nic to nie przyniesie. Jakie będą jednak jego wyniki, ocenilibyśmy dopiero po okresie próbnym - zaapelował na sam koniec trener Biały.

W zeszłym roku portal SportoweFakty.pl przeprowadził ankietę na temat słuszności wprowadzenia w życie takich wideo powtórek. Aż 70 proc. ankietowanych poparło ideę. Jak już wspominaliśmy, system swój pierwszy test przeszedł właśnie w Katarze. Tam problemem było tylko to, że korzystano z niego zdecydowanie zbyt rzadko (nie w każdym spotkaniu zdecydowano się na powtórkę na kamerze, choć sytuacja tego wymagała). Może teraz czas na polskie realia...

Źródło artykułu: