W Macedonii na parkiet latają pety - rozmowa z Bartłomiejem Tomczakiem, skrzydłowym Górnika Zabrze

- W Macedonii jak gra kadra, tak grają wszystkie zespoły. Jeden do koła, a najlepiej jak jest to zawodnik, który się wyróżnia i stanowi indywidualność, a reszta do obrony - mówi Bartłomiej Tomczak.

Marcin Ziach: Po świetnej drugiej połowie meczu z Zomimakiem Strumica wywalczyliście solidną zaliczkę przed rewanżem w Macedonii.
Bartłomiej Tomczak

: W pierwszej połowie faktycznie bardzo się męczyliśmy, ale w drugiej części gry zagraliśmy tak jak powinniśmy chcąc ten mecz wygrać. Przyznam szczerze, że bałem się tego meczu, bo grałem już w europejskich pucharach z drużynami z Macedonii i wiem jak się ciężko z nimi gra. Jedenaście bramek zaliczki, to naprawdę solidna przewaga, ale jeszcze niczego nie przesądza.

Co wyróżnia macedoński handball na tle pozostałych?
-

Jest bardzo nieprzyjemny. Grają agresywnie, niekiedy nie zważają na to, że to zagranie może przynieść więcej nieszczęścia niż pożytku. Potrafią grać w ataku pozycyjnym po 2-3 minuty i sędziowie nie reagują, jakby w Europie było to normalne. W pierwszym meczu umieliśmy wytrzymać i wyczekać rywala aż ten oddawał rzut. W pierwszej połowie nie wyglądało to jakoś obiecująco, ale potem zrobiliśmy swoje.
[ad=rectangle]
Pierwsze części meczów nie są ostatnio najlepsze w waszym wykonaniu. Tak było ze Śląskiem Wrocław, tak było z Zomimakiem.

- Zaczynaliśmy te mecze ospale. W dodatku nie umieliśmy rzucać w prostych sytuacjach, bo bramkarz nam te piłki łapał. W przerwie jednak sobie wszystko uporządkowaliśmy. Powiedzieliśmy sobie co robimy źle, poprawiliśmy to i wynik za tym poszedł. Nie zmienia to faktu, że przed nami wciąż wiele pracy.

Ekipa ze Strumicy zaskoczyła się in plus czy in minus?

- W pierwszej połowie mieli dużo sił i grali naprawdę ciekawie. Mieli jednak bardzo wąską ławkę i to umieliśmy wykorzystać w drugiej połowie, w ostatnim kwadransie już kontrolując boiskowe wydarzenia. Wydaje mi się, że Zomimak tym meczem zaskoczył mnie in minus. Spodziewałem się więcej po tym zespole.

Darko Janev jest liderem Zomimaka i jego absencja w drugiej połowie meczu w Zabrzu też nie była bez znaczenia dla wyniku zawodów.

- W Macedonii jak gra reprezentacja, tak grają wszystkie zespoły. Jeden do koła, a najlepiej jak jest to zawodnik, który się wyróżnia i stanowi indywidualność, a reszta do obrony. Zomimak z tego słynął, że nie biegają praktycznie kontrataków, a długo piłkę rozgrywają i to się potwierdziło. My jednak naszą konsekwencją i tym, że tak długo i tak mocno staliśmy w obronie ich zaskoczyliśmy.

Mając w świadomości to, że mecz w Macedonii niemal rozpocznie się wynikiem 11:0 - jesteś spokojniejszy o wynik rewanżu?

- Nigdy mecz nie rozpoczyna się 11:0. Zawsze na początku jest bezbramkowo i wynik pierwszego spotkania nie ma znaczenia. Ja jestem człowiekiem, który nienawidzi przegrywać i w Strumicy chcę zwyciężyć, a nie bronić zaliczki z pierwszego meczu.

Bartłomiej Tomczak przed meczem z Zomimakiem twardo stąpa po ziemi
Bartłomiej Tomczak przed meczem z Zomimakiem twardo stąpa po ziemi

Mentalnie nie czujecie się ani trochę ekipą 2. rundy Pucharu EHF?

- Nie, bo przed nami jeszcze godzina walki na bardzo trudnym terenie. Pierwsza połowa rywalizacji była dla nas udana i oby tak dalej.

Kibice Zomimaka uchodzą za niezwykle fanatycznych, a ich hala też jest dość... specyficzna.

- Dlatego właśnie musimy twardo stąpać po ziemi. Często bywa tak, że gospodarzom pomagają kibice, klimat, a nawet ściany. Fani Zomimaka na pewno zgotują nam gorące przyjęcie i będę robić wszystko, by nas zdekoncentrować. Wielokrotnie w Macedonii na boisku lądują różne dziwne rzeczy typu telefon komórkowy, moneta czy pet, bo na trybunach też palą papierosy. Szykujemy się na ciężką przeprawę, ale damy z siebie wszystko i zrobimy co w naszej mocy, by wrócić z Macedonii z tarczą.

Macedończycy w poprzednim sezonie byli outsiderami fazy grupowej rozgrywek o Puchar EHF. Wynik tej rywalizacji umocni was w walce o grupę?

- Nie chcę wybiegać w przyszłość. Na pewno każdy wynik jest bardzo ważny i budujący, zwłaszcza kiedy wygrywać się pewnie i wysoko. Dziś takie spekulacje byłyby jednak wróżeniem z fusów. Nie ma co się nad tym zastanawiać. Musimy wyjść na parkiet i zrobić swoje, a potem zobaczymy co będzie dalej.

Letnie gry sparingowe nie były w waszym wykonaniu najlepsze. W końcówce okresu przygotowawczego gra się poprawiła, ale wyniki niekoniecznie.

- Do klubu doszło kilku nowych zawodników i w letnich grach kontrolnych musieliśmy się zgrywać na nowo. Wyniki faktycznie nie były najlepsze, bo nie wygrywaliśmy, ale patrząc na klasę rywali z którymi graliśmy, to trzeba przyznać, że byli oni naprawdę z wysokiej półki. Dwubramkowa porażka w Płocku czy wyrównane pięćdziesiąt minut z Kielcami, to już był dobry poziom ligowy. Pozostali rywale też mieli dużą klasę i te mecze sparingowe naprawdę nam pomogły. Prawdziwą drużynę poznaje się jednak nie po wynikach gier kontrolnych, a meczów o punkty. My ten dobry poziom pokazujemy i miejmy nadzieję, że tak będzie dalej.

Poprzednie rozgrywki PGNiG Superligi Mężczyzn kończyliście z brązowymi medalami na szyi. Obrona krążka to cel na nowy sezon?
-

Liga na pewno idzie do przodu, ale my dotrzymujemy jej kroku. Chcemy się bić o czołowe miejsca, a celem minimum powinien być - jak w poprzednim sezonie - półfinał rozgrywek. Podobnie mówiliśmy w szatni w poprzednim sezonie, zagraliśmy w czołowej czwórce, a potem zdobyliśmy brąz. Jeśli w tym sezonie to powtórzymy, to potem może zdarzyć się wszystko.

Źródło artykułu: