Sobotnie starcie było dla biało-czerwonych trudną przeprawą. - Przespaliśmy pierwszych piętnaście minut. Zrobiliśmy kilka głupich błędów, parę razy zgubiliśmy piłkę. Generalnie nie wychodziło nam to, co wychodzić powinno, przez co rywale zdobyli kilka goli przewagi i musieliśmy zacząć gonitwę - relacjonuje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Wiśniewski.
[ad=rectangle]
Polacy w pewnym momencie przegrali z rywalem zza zachodniej granicy różnicą pięciu trafień. Biało-czerwoni nie spuścili jednak głów, a w skutecznym pościgu za rywalem pomogła im zmiana gry obronnej i przejścia do systemu pięć-jeden z wysuniętym Wiśniewskim.
- Niemców ta zmiana zaskoczyła. Dzięki niej szybko zdołaliśmy dojść rywala na dwie czy trzy bramki i mecz zaczął się od nowa. Kilka minut po przerwie wyrównaliśmy, a następnie potrafiliśmy nawet objąć prowadzenie trzema bramkami. Wydawało się wówczas, że wracamy na dobre tory, taka gonitwa z minus pięć zawsze kosztuje jednak sporo sił - przyznaje doświadczony zawodnik.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
W drugiej połowie na parkiecie trwała wymiana ciosów, którą ostatecznie na swoją korzyść rozstrzygnęli Polacy. - Jedno trafienie to przed rewanżem skromna zaliczka. Wiadomo, że liczyliśmy na więcej, nie ma jednak co płakać - podkreśla Wiśniewski. - To Niemcy muszą teraz zastanowić się nad tym, jak z nami wygrać.