Nielba Wągrowiec pokonała w minionej kolejce Kar-Do Spójnię Gdynia 37:23 (22:11). Zadowolenia w osiągniętego wyniku nie ukrywał Zbigniew Markuszewski. - Przez cały czas szukamy zawodnika, który będzie dobrze wykonywał rzuty karne. Michał Krawczyk zaprezentował się w tym elemencie idealnie. Miał sto procent skuteczności. Z moim synem spotykaliśmy się już wcześniej na parkiecie. On był zawodnikiem, ja trenerem. W roli szkoleniowców zmierzyliśmy się po raz pierwszy. Szkoda, że młodego musiałem zlać. Jesteśmy drużyną z górnej półki, ekipa z Gdyni dopiero buduje zespół. Nasi rywale nie posiadają zawodników tej klasy, co my. Dysponujemy zespołem zdecydowanie lepszym, co widać choćby po punktach w tabeli - tłumaczył szkoleniowiec nielbistów.
Postawę swojej drużyny ocenił także Marcin Markuszewski. - Nie kojarzę takiej sytuacji, w której dwóch trenerów - ojciec i syn - stanęło naprzeciwko siebie na parkiecie. Na pewno była to dla nas sytuacja wyjątkowa. Od dziecka jestem związany z piłką ręczną oraz ojcem - trenerem. Sporo podpatrzyłem z jego warsztatu trenerskiego i teraz z tego korzystam. Żałuję, że nie potrafiliśmy troszkę więcej powalczyć z wągrowieckim zespołem, który bardzo mocno nas przewyższa. Mogliśmy jednak podczas tego meczu trochę więcej się nauczyć i pozostawić po sobie lepsze wrażenie. Niestety, tego nie uczyniliśmy. Nielba jest zespołem co najmniej o dwie klasy lepszym – wyjaśniał trener Kar-Do-Spójni Gdynia. [b]
[/b] Po walce na parkiecie przyszedł czas na spotkanie w gronie rodzinnym