Piąta kolejka rundy jesiennej miała dla legionowian bardzo duże znaczenie, ich rywalem był bowiem drugi z ligowych beniaminków, także typowany przed sezonem do walki o utrzymanie. Gracze Cieślikowskiego i Marcina Smolarczyka zawiedli jednak siebie oraz kibiców, doznając w Arenie Legionowo zasłużonej porażki.
- Podejście do meczu nie było właściwe. Graliśmy na własnym parkiecie z beniaminkiem i chyba zawodnicy myśleli, że będzie łatwo. Te oczekiwania szybko się jednak rozwiały, bo kiedy nie walczy się w obronie, to trudno mówić o piłce ręcznej - przyznaje doświadczony szkoleniowiec w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Legionowianie na dojście do siebie potrzebowali kilkunastu minut. - W zasadzie dopiero po kwadransie, kiedy widmo porażki zajrzało już nam głęboko w oczy, wróciły wigor, animusz i chęci do walki. Cały nasz wysiłek włożyliśmy w to, żeby doprowadzić do remisu, który w pewnym momencie udało się osiągnąć. To jednak kosztowało nas bardzo dużo - relacjonuje Cieślikowski.
Po tym, jak do wyniku 20:20 po indywidualnej akcji doprowadził Kamil Ciok, gospodarze stracili trzy kolejne gole i rywala doścignąć już nie zdołali. - Mieliśmy swoje szanse, ale w końcówce zabrakło nam zimnej głowy. W ostatnich minutach straciliśmy cztery czy pięć piłek z rzędu, nie potrafiliśmy też zdobyć bramki w przewadze. Gdybyśmy to wykorzystali, to spotkanie do samego końca byłoby bardzo wyrównane - podsumowuje nasz rozmówca.
Po pięciu kolejkach KPR ma na swoim koncie dwa punkty. W najbliższy weekend legionowian czeka wyjazdowy mecz z Górnikiem Zabrze.