Nielba musi, my możemy - rozmowa z Krzysztofem Mistakiem, trenerem ŚKPR Świdnica

Na co realnie stać w tegorocznych rozgrywkach ŚKPR Świdnica? Niedawno Szare Wilki ograły Śląsk Wrocław, by potem ulec KSSPR Końskie. W sobotę zagrają w Wągrowcu, gdzie o wygraną będzie bardzo ciężko.

Maciej Wojs: Na wstępie wróćmy do ostatniego meczu ligowego pana zespołu, czyli potyczki z KSSPR-em Końskie. Rywal przyjechał do Świdnicy mocno osłabiony, więc po wyniku końcowym mogliście czuć spory niedosyt.

Krzysztof Mistak: Niedosyt z pewnością był, tym bardziej po naszych wcześniejszych wynikach. Najpierw wysoko pokonaliśmy AZS Radom, potem niespodziewanie ograliśmy Śląsk w derbach. Cóż, potwierdziło się to, że nie potrafimy grać z takimi zespołami jak Końskie czy Łódź. Nie leżą nam te zespoły.

Fatum Końskich trwa więc nadal. Czego zabrakło wam w tamtym meczu?

- Hmm... Chyba przede wszystkim skuteczności. Na wysokości zadania nie stanęli też bramkarze, którzy zagrali dużo słabiej niż w poprzednich meczach. Za dużo głupich i prostych bramek straciliśmy ze skrzydeł i stąd taki wynik.

Świetne zawody, nie po raz pierwszy zresztą, rozegrał Robert Szuszkiewicz. Widać, że ten zawodnik jest sporym wzmocnieniem kadry pana zespołu.

- Robert zaczyna się odblokowywać i z meczu na mecz gra coraz lepiej. Cieszy mnie to, potrzebujemy takiego strzelca. Potwierdził już, że możliwości ma bardzo duże, musi jednak skupić się na skuteczności. Mniej rzutów, a więcej bramek - to byłoby optymalne połączenie.

Gracze ŚKPR-u wywieźli m.in. cenne zwycięstwo z Ostrowa Wlkp.
Gracze ŚKPR-u wywieźli m.in. cenne zwycięstwo z Ostrowa Wlkp.

Spotkanie z KSSPR-em prowadziła para Brehmer - Skowronek. Nie obawiał się pan, że panie sędziny mogą mieć problem z odnalezieniem się w świecie męskiego szczypiorniaka?

- Nie było najmniejszych obaw. Nie bez powodu są to sędziny międzynarodowe, potrafią sędziować zarówno ligę damską, jak i męską. Bardzo fajnie prowadziły zawody, nikt nie miał uwag do ich decyzji. Zresztą liczba kar pokazuje, że potrafiły poradzić sobie z wydarzeniami na boisku.

Po siedmiu kolejkach ligowych macie na swoim koncie siedem punktów. Wynik to nie najgorszy, aczkolwiek chyba nie do końca satysfakcjonujący?

- Na pewno tak. Jeżeli wygralibyśmy wszystkie mecze, w których rywale tak naprawdę byli w naszym zasięgu, to okazałoby się, że walczylibyśmy o lidera. To jednak nie jest nasz cel, chcemy zająć bezpieczne miejsce w środku tabeli. Można gdybać nad naszymi wynikami, ale z drugiej strony to jest też piękno sportu, że nie można założyć odgórnie wyniku danego meczu.

Jak to jest z pana zespołem? Z jednej strony potraficie wygrać we Wrocławiu z jednym z liderów do awansu, a z drugiej przegrywacie u siebie z osłabionymi Końskimi.

- Cóż, brak nam stabilizacji formy. W meczu z Radomiem mieliśmy nóż na gardle, za wszelką cenę chcieliśmy wygrać i to zrobiliśmy. Na derby nie pojechaliśmy natomiast w roli faworytów. Graliśmy konsekwentnie, nie było takiego obciążenia psychicznego i udało się sprawić sensację. Właśnie w takich meczach, gdzie nie jesteśmy faworytami gra się nam łatwiej. Po derbach zeszło z nas powietrze, swoje wziął też Puchar Polski i było widać, że w meczu z KSSPR-em nie byliśmy w pełni skoncentrowani. Te mecze to już jednak historia. Musimy skupić się na najbliższych meczach. Ta przegrana u siebie z Końskimi na pewno odpowiednio wpłynie na mobilizację zawodników.

Szare Wilki mogą okazać się czarnym koniem rozgrywek?
Szare Wilki mogą okazać się czarnym koniem rozgrywek?

Na co realnie stać więc ŚKPR?

- Szczerze mówiąc, to przede wszystkim na sprawienie wielu niespodzianek, jak i kilku wpadek. Mimo wszystko tego meczu z Końskimi nie oceniałbym jednak jako wpadki. Wszędzie wszem i wobec ogłoszone jest, że Końskie są poważnie osłabione, ale to nadal mocny zespół, który dysponuje 8-9 bardzo dobrymi jak na pierwszoligowe warunki zawodnikami. Nie ujmowałbym więc im, że są słabym zespołem tym bardziej, że od tylu lat grają w I lidze.

Liga miała chwilową przerwę. Na czym się skupiliście?

- Nie zmienialiśmy zbytnio naszych treningów i systemu pracy. Podtrzymywaliśmy wytrzymałość, ćwiczyliśmy atak pozycyjny i grę w osłabieniu. Mieliśmy trochę czasu, zagraliśmy też sparing z czeskim Nachodem, który wygraliśmy 35:27.

W najbliższą sobotę czeka was wyjazd do Wągrowca. Zapowiada się bardzo trudny mecz.

- Oczywiście. Należy przede wszystkim pamiętać, że Nielba po porażce u siebie z Opolem będzie chciała się zrehabilitować i pokazać własnym kibicom z jak najlepszej strony. To jeden z głównych kandydatów do awansu. Oni muszą ten mecz wygrać, my możemy. Pojedziemy walczyć i zobaczymy jaki skutek osiągniemy.

Źródło artykułu: