- Grałem tutaj cztery lata temu, takie same derby po drugiej stronie - wspomina Paweł Dutkiewicz, który w pierwszych latach istnienia MKS Szczypiorna Kalisz był wiodącą postacią II-ligowego zespołu z najstarszego miasta w Polsce. Od tamtego czasu "Dutka" można było oglądać w Kalisz Arenie, ale tylko jako gościa na meczach kaliszan.
We wspominanych przez niego meczach dwukrotnie lepsza okazywała się Ostrovia,
która w tym samym roku awansowała na zaplecze ekstraklasy. Kiedy zespoły ponownie spotkały się w ligowych rozgrywkach, Dutkiewicz stanął po drugiej stronie barykady. Ponownie w zespole przegranym. - Myśleliśmy, że uda nam się wygrać. Zabrakło trochę szczęścia - twierdzi.
Szczypiornista drużyny z Ostrowa Wielkopolskiego ma również pretensje do dwójki sędziowskiej prowadzącej spotkanie. - Kiedy dochodziliśmy kaliszan na remis, dostawaliśmy kary. Ciężko powiedzieć mi, czy te kary były. Po drugiej stronie były podobne sytuacje, a wykluczeń nie było... Dostawaliśmy je za nic. Sędziowie trochę pomogli gospodarzom - mówi piłkarz.
Dutkiewicz przyznaje jednak, że praca arbitrów nie była jedynym powodem porażki jego zespołu w Kaliszu. - Zepsułem ostatni rzut, a najłatwiej zgonić jest na sędziów. Gdybyśmy prowadzili pięcioma bramkami, to wtedy, nawet gdyby sędziowie chcieli, to by nie byli w stanie nic zrobić. Przegraliśmy na własne życzenie - przyznał.
Wychowanek Ostrovii nie omieszkał wspomnieć również o bardzo słabej postawie drużyny w ataku. - Błażej (Potocki, bramkarz MKS - przyp. red.) znał większość naszych zawodników i łatwiej było mu bronić, ale większość rzutów była w jego zasięgu. Nie można mu niczego odbierać, ale pomogła mu nasza słaba dyspozycja - zakończył.