Jarosław Kowalski: W czerwcu żegnaliśmy Cię nie tylko jako zawodnika MMTS-u, ale także w ogóle, a tymczasem przychodzimy we wrześniu na mecz i widzimy Patryka Rombla znów grającego.
Patryk Rombel: W marcu spotkałem się z prezesem klubu i zostałem poinformowany, że klub nie widzi możliwości na warunkach, jakie były do tej pory, a ja z kolei nie chciałem niczego robić na pół gwizdka i uznaliśmy, ze nasze drogi się rozejdą. Dla mnie jednocześnie oznaczało to rezygnacji z gry w piłkę ręczną, ponieważ nie wyobrażam sobie gry w innym klubie, a także jestem zaangażowany w trenowanie młodzieży w swoim mieście.
No, ale jednak powróciłeś do drużyny.
- Cały czas byłem wokół tego zespołu, spotykałem się z chłopakami, pojawiałem się na meczach, czasami razem trenowaliśmy, no i przed meczem z Płockiem, gdzie posypały się kontuzje trener podszedł do mnie i zapytał się czy nie chciałbym pomóc drużynie, no i ja oczywiście zgodziłem się, bo tak naprawdę nie chciałem kończyć kariery i ucieszyłem się, że mogę być jeszcze potrzebny tej drużynie.
Czy nie masz problemów z nagłym powrotem do regularnych treningów?
- Ja tak naprawdę nie zrezygnowałem z treningów, jestem człowiekiem, który nie lubi za dużo siedzieć w miejscu, regularnie biegami chodzę na siłownię, także fizycznie czuję się naprawdę nieźle, jeszcze trochę brakuje czucia piłki, ale mam nadzieję, że je odzyskam.
Na pewno też pomaga Ci w tym regularna praca z młodzieżą.
- Głównie chodzi tu o to, że mam kontakt z piłką ręczna, to jest coś, co kocham i na co poświeciłem połowę swojego życia, ale jeśli chodzi o granie, to nie robię tego zbyt często, raczej skupiam się na odpowiednim trenowaniu swoich podopiecznych, a swoją formę na pewno odzyskam poprzez regularne treningi z pierwszą drużyną.
Jak częstej gry w pierwszym składzie się spodziewasz?
- Nie byłoby to fair wobec innych zawodników, wobec Adriana Nogowskiego, który bardzo solidnie przepracował cały okres przygotowawczy do sezonu, żebym chciał cały czas grać, więc nie oczekuje wielu minut na boisku. Fajnie jest wejść tak jak choćby w meczu z Czuwajem na te kilkanaście minut, okrasić swój występ zdobytą bramką, na pewno pomogę swojej drużynie, na tyle, ile będzie tego potrzebowała.
Czy uważasz Marcina Górskiego za swojego następcę, zwłaszcza że przejął po Tobie numer na koszulce?
- Marcin to jest po części mój wychowanek, prowadziłem go w drużynach juniorskich przez dwa lata no i w sumie fajnie byłoby, gdyby nim był, to jest bardzo fajny chłopak ze świetnym charakterem i byłbym szczęśliwy, gdyby tak było. A co do numeru to oczywiście nie miałem zamiaru mieć żadnych roszczeń, Marcin zasłużył na ten numer, a ja mam teraz też 15 tylko inaczej napisaną.
Na zakończenie powiedz mi jak reagujesz w trakcie meczu na doping kibiców, bardzo Ci ona pomaga?
- Jest bardzo pomocny, bez niego właściwie to wszystko nie miałoby sensu. Niezapomnianym momentem było dla mnie owacja, jaką zgotowali mi kibice, w momencie jak ponownie wybiegłem na boisko, naprawdę dla takich chwil właśnie chce się trenować piłkę ręczną. W zasadzie nie było mnie tylko chwilę, a uzyskałem takie wspaniałe wsparcie.