Paweł Grynis zapytany co tak naprawdę spowodowało trzy bramkową przegraną kościerskiego zespołu odpowiedział. - Myślę, że w głównej mierze ten przestój w drugiej połowie. Przy wyniku 16:13 straciliśmy 7 bramek z rzędu. Ekipa z Gdańska wyszła na prowadzenie czteroma bramki i my musieliśmy ich gonić. Skrzydłowy zauważył, że jego zespół przysłowiowo bił głową w mur. - Później tak naprawdę nie mieliśmy nic ustalonego w ataku, każdy próbował brać piłkę i coś tam rzucić. Cały czas jednak próbowaliśmy ich gonić, szachowanie w obronie jednak to nie starczyło, i po prostu nie wyszło - smucił się były zawodnik AZS AWFiS Gdańsk.
Doświadczony szczypiornista wiedział, że jego zespół nie ma co liczyć na łatwą przeprawę z gospodarzem sobotniego pojedynku. - Nastawialiśmy się, że będzie to twardy mecz w obronie. Wyszliśmy do gdańszczan wysoko w obronie, kiedy już przegrywaliśmy. Szkoda, że akurat nie zaskoczyło - komentuje.
Podopieczny trenera Stankiewicza martwił się również tym, że przez nieskuteczność jego zespołu, dali się wykazać bramkarzowi gospodarzy, Wojciechowi Kasperkowi. - W pewnym sensie tak, uczyniliśmy go bohaterem. Parę razy go obrzucaliśmy, on wtedy poczuł piłkę, był już pewny siebie. Pretensje jednak możemy mieć tylko do siebie, to my źle rzucaliśmy, a nie on dobrze bronił - dodaje Grynis.
Skrzydłowy Sokoła Kościerzyna chcę jednak uspokoić swoich kibiców, że wyjdą z dołka. - Przed nami kolejny mecz, w każdym meczu gramy o dwa punkty, niezależnie z kim gramy. W najbliższym meczu z Gorzowem, te punkty chcemy w końcu zdobyć. Mamy już trzy porażki z rzędu, nie tak to miało wyglądać. Zapytany czy wybiegają w przyszłość z myślami o awansie odpowiada. - Nas w każdym meczu interesuje zwycięstwo, tylko na tym się skupiamy. Zobaczymy co będzie na koniec - dodaje otuchy.