Piotr Masłowski: Nie możemy sobie pozwalać na tak lekceważącą grę

Piotr Masłowski był jednym z bohaterów meczu Azotów z Nielbą Wągrowiec. Rozgrywający pojawił się na parkiecie, gdy jego zespół przechodził kryzys, wydatnie pomagając puławianom w odniesieniu ważnego zwycięstwa.

Były gracz Piotrkowianina wtorkowy mecz rozpoczął na ławce rezerwowych, przez cały poprzedni tydzień był bowiem wyłączony z zajęć po urazie głowy, jakiego doznał w spotkaniu z Orlen Wisłą Płock.

- Nie trenowałem przez kilka dni, teraz już jednak czuję się dobrze - zapewnia Masłowski w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Wyniki tomografii nie wykazały niczego groźnego, choć podejrzewaliśmy wstrząśnienie mózgu. Głowa bolała mnie przez cały tydzień, nie mogłem brać udziału w zajęciach, dopiero w sobotę troszeczkę pograłem. Z Nielbą na parkiecie spędziłem już znacznie więcej czasu, czułem się dużo lepiej i myślę, że tak już zostanie do końca - przyznaje.

Puławianie zimową przerwę zakończyli już na początku stycznia, Masłowski po pięciu tygodniach ciężkich zajęć został więc odesłany na przymusowy urlop. - Wiadomo, że trening zawsze podnosi umiejętności, nie ma więc co mówić o jakimś łapaniu świeżości. Zmęczenie to w sporcie normalna sprawa i nie chciałbym mieć już więcej w karierze takich przerw - zapewnia jeden z liderów puławskiego zespołu.

Jego koledzy w meczu z Nielbą przez pierwszych kilkanaście minut grali jak z nut. W bramce świetnie prezentował się Kiril Kolev, nieźle wyglądała obrona, ofensywą bezbłędnie kierował Krzysztof Łyżwa. Po przerwie podopieczni Marcina Kurowskiego jednak nieco spoczęli na laurach, zaczęli się spieszyć w ataku i gubić proste piłki. Ciężar gry wziął więc na siebie wprowadzony na parkiet jeszcze przed przerwą Masłowski, rzucił kilka ważnych bramek z drugiej linii i wspólnie z kolegami nie pozwolił, by Nielba doprowadziła do remisu.

- Wiedzieliśmy, że rywal przyjedzie tutaj w pełni zdeterminowany po wysokiej porażce w Mielcu. Walczyli, a my chyba zbyt szybko uwierzyliśmy w to, że ten mecz wygra się sam - przyznaje Masłowski. - Prowadząc siedmioma bramkami, nie możemy pozwolić sobie na takie głupie akcje, jakie zaprezentowaliśmy we wtorek. Całe szczęście, że udało się utrzymać przewagę - dodaje.

Azoty wygrały 32:28, trener Kurowski po meczu narzekał jednak, że wynik powinien być znacznie wyższy, z czym zgadza się Masłowski. - Cieszymy się z dwóch punktów, ale nie możemy sobie pozwalać na tak lekceważącą grę - podsumowuje 23-letni rozgrywający. Teraz przed jego drużyną półtorej tygodnia przerwy. Kolejny ligowy mecz puławianie rozegrają w ostatni weekend lutego, a ich rywalem będzie NMC Powen Zabrze.

Komentarze (0)