Mimo iż podopieczni Jacka Będzikowskiego doskonale rozpoczęli sobotnie spotkanie, to z biegiem czasu oddali inicjatywę przyjezdnym z Puław. - Przez naszą słabą grę w pierwszej połowie i proste straty, Azoty wypracowały sobie przewagę kilku bramek, która wydawała się nie do odrobienia - przyznaje Michał Stankiewicz, obrotowy Zagłębia. Rzeczywiście różnica bramkowa między obiema drużynami na początku drugiej części wynosiła aż sześć trafień. Lubinianie jednak wrócili do gry. Stopniowo niwelowali przewagę gości, by w końcowej fazie meczu stanąć przed szansą na wygraną. - Udało nam się odrobić stratę i niewiele zabrakło, abyśmy przechylili szalę zwycięstwa na naszą korzyść. W ostatniej sekundzie szczęście było po stronie Azotów - stwierdza 26-letni szczypiornista.
Zagłębie zasługuje na pochwałę. Lubinianie dobrze weszli w mecz i przez pierwsze 10 minut niepodzielnie rządzili na parkiecie. Zastanawiać może natomiast ich późniejsza niemoc. Miedziowi zatracili rytm gry, przez co do głosu doszli puławianie. - Zaczęliśmy bardzo dobrze. Na samym początku prowadziliśmy nawet 6:1. Wtedy może troszkę za szybko uwierzyliśmy, że łatwo wygramy to spotkanie i się rozluźniliśmy. Azoty to bardzo doświadczony zespół, który nas skarcił - tłumaczy Stankiewicz. - Z przebiegu meczu powinien cieszyć remis, bo już wysoko przegrywaliśmy, ale na koniec była szansa wygrać, więc szkoda zwycięstwa - dodaje.
Po niemrawym początku sezonu, lubinianie w końcu zaczęli regularnie punktować. Przed tygodniem Miedziowi zwyciężyli w Głogowie, w sobotę zremisowali w starciu z silnymi Azotami. To zaczątek lepszej i przede wszystkim skuteczniejszej gry Zagłębia? - Cieszymy się, że po serii porażek zaczęliśmy zdobywać punkty w kolejnych meczach, ale do dobrej gry jeszcze trochę brakuje. Musimy ciągle ciężko pracować, by wyglądało to jeszcze lepiej i żeby nie przytrafiały nam się takie przestoje, jak w meczu z Azotami, bo nie zawsze uda się obrobić taką stratę - podkreśla Stankiewicz.