W kwietniu obie drużyny rywalizowały w ćwierćfinale fazy play-off PGNiG Superligi. Skazywani na pożarcie puławianie - już pod wodzą nowego szkoleniowca, kilkanaście dni wcześniej zarząd klubu podziękował bowiem Bogdanowi Kowalczykowi - napędzili faworytom sporo strachu. W Płocku Azoty przegrały tylko jedną bramką, o korzystny rezultat walcząc do ostatniej sekundy, na wyniku spotkania rewanżowego zaważyło z kolei marne sędziowanie. - Żałuję, że arbitrzy popsuli widowisko - mówił wówczas po końcowej syrenie rozczarowany Wojciech Zydroń.
Najskuteczniejszy gracz puławskiego zespołu miał spore problemy z przebiciem się przez blok obronny Nafciarzy, ciężar zdobywania bramek brali więc na siebie gracze drugiej linii. Świetnie grał Michał Szyba, swoje rzucił Dmytro Zinczuk, rewelacyjny dwumecz zaliczył Tomasz Pomiankiewicz. Co ciekawe, rewanżowe niepowodzenie z Wisłą była ostatnią ligową porażką Azotów we własnej hali. Od tamtego momentu na tarczy Puławy opuszczały bowiem zespoły Chrobrego i Warmii (dwukrotnie), a remis z trudnego terenu wywiozła Stal.
- W Puławach powinno być dużo ciężej i to będzie takie przetarcie przed Champions League - mówił po piątkowym meczu z zespołem z Głogowa skrzydłowy Nafciarzy, Arkadiusz Miszka. Jego drużyna ograła Chrobrego wysoko i zdecydowanie, rywale nie mieli praktycznie nic do powiedzenia. Sześć goli rzucił Michał Kubisztal, pięć razy trafił Christian Spanne, a trener Lars Walther po przerwie mógł sobie pozwolić na taktyczne eksperymenty w poszukiwaniu rozwiązań mających pomóc Nafciarzom w rywalizacji na europejskiej arenie.
- Na pewno Azoty są rywalem, który nam się postawi - nie ma wątpliwości Adam Wiśniewski. W połowie sierpnia, gdy oba zespoły mierzyły się w spotkaniu towarzyskim, rzucił w puławskiej hali aż dziesięć bramek, a jego zespół wygrał bez większych problemów. W grze podopiecznych Kurowskiego mnożyły się straty i proste błędy, zawiodła też ławka rezerwowych. W ciągu kilku tygodni Azoty zrobiły jednak kolosalny postęp, drużyna nieco okrzepła i tej jesieni - jako jedyna obok Wisły i Vive - jeszcze w lidze nie przegrała.
- Uwierzyliśmy w swoje umiejętności, z meczu na mecz gramy i rozumiemy się coraz lepiej - cieszy się Zydroń, który w sobotnim starciu z Jurandem rzucił dziewięć bramek. Wynik imponuje tym bardziej, że jeszcze tydzień wcześniej 33-latek grał swój pierwszy mecz po kontuzji, która na kilkanaście tygodni wyłączyła go z regularnych zajęć z piłką. Teraz jest już w pełni sił, a forma idzie w górę, podobnie jak dyspozycja Krzysztofa Łyżwy, który latem także zmagał się z urazem, a w Ciechanowie rzucił cztery gole.
Dla płocczan wtorkowe spotkanie będzie drugą odsłoną dziesięcioodcinkowego maratonu oraz początkiem przeplatania meczów w Lidze Mistrzów i na krajowym parkiecie. W tym elemencie także swoich szans dopatrywać mogą się puławianie, choć mistrzowie Polski zapewniają, że przeciwnika nie zlekceważą. - Jesteśmy zmobilizowani i będziemy walczyć od pierwszej do ostatniej minuty - deklaruje Wiśniewski. - Przy zaangażowaniu i odrobinie szczęścia możemy sprawić niespodziankę - dorzuca jednak Zydroń.
Wtorkowe spotkanie rozpocznie się o godzinie 17:00. Wyniki meczu będzie można śledzić "na żywo" na łamach portalu SportoweFakty.pl RELACJE LIVE Z PIŁKI RĘCZNEJ - KLIKNIJ TUTAJ