Chciałbym jeszcze wyjechać - rozmowa ze Sławomirem Szmalem, bramkarzem Vive Targów Kielce

Sławomir Szmal, wicemistrz świata i najlepszy piłkarz ręczny świata 2009, wraca do kraju. Popularny Kasa będzie w przyszłym sezonie reprezentował barwy Vive Targów Kielce, w rozmowie ze SportoweFakty.pl zapewnia jednak, że na pewno nie będzie to jego ostatni przystanek w sportowej karierze.

Kamil Kołsut: Podpisując umowę z Vive chyba nie spodziewałeś się, że wiążesz się kontraktem z wicemistrzem Polski...

Sławomir Szmal: No na pewno się tego nie spodziewałem, bo przed ligą chyba każdy powtarzał, że zdecydowanym faworytem jest drużyna z Kielc. Tak się jednak nie stało i z jednej strony to pewnie dobrze, bo sytuacja ta pokazuje, że w sporcie może wydarzyć się wszystko. To powinno nas zmobilizować do ostrej walki w kolejnych rozgrywkach.

Patrząc na wszystko z zewnątrz, to czego twoim zdaniem zabrakło Vive by pokonać w finale Wisłę?

- Wydaje mi się, że kielczanie zagrali chyba za bardzo indywidualnie, a płocczanie pokazali się jako zespół.

Ty w swojej karierze zdobywałeś wiele wyróżnień indywidualnych, masz na swoim koncie medale wielkich imprez, grałeś w Final Four Ligi Mistrzów, nigdy nie zdołałeś zdobyć jednak mistrzostwa kraju. Można więc powiedzieć, że do Polski wracasz uzupełnić kolekcję.

- Zgadza się, faktycznie mistrzem jeszcze nie byłem, zdobywałem tylko drugie miejsca z Warszawianką i Wisłą. Na pewno będę walczył, ale zobaczymy, jak to będzie.

Sławomir Szmal po ośmiu latach wraca do kraju

Tarnowskie Góry, Strzelce Opolskie, Zawadzkie, Sosnowiec, Wrocław, Grodków... lato miałeś bardzo pracowite. Mnóstwo akcji promocyjnych, szkoleniowych, spotkania z młodzieżą.

- Dostawałem różne zaproszenia od szkół, na jakieś zgrupowania. Ja raczej w takich sprawach nie odmawiam, bo wydaje mi się, że służymy właśnie temu, żeby jak najlepiej promować piłkę ręczną. Jesteśmy obecnie tak jakby na świeczniku, w miare rozpoznawalni i staramy się to wykorzystać dla dobra tej dyscypliny sportu.

Ty z tą popularnością ścierasz się na każdym kroku, po meczu zazwyczaj oblegają cię spore grupki łowców autografów, mnóstwo ludzi prosi o zdjęcie.

- Jak widać w ogóle mi to nie przeszkadza, robię to z wielką przyjemnością. Mam nadzieję, że to służy ludziom.

Latem szeregi Vive zasiliło pięciu nowych graczy, wszyscy musicie się siebie nauczyć, a okres przygotowawczy jest krótki. To dla trenera duży problem?

- Tak naprawdę to do zeszłego tygodnia raczej pracowaliśmy fizycznie i nie było mowy o żadnym zgrywaniu się, stąd na boisku nie wygląda to jeszcze tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Przede wszystkim mamy trochę problemów w obronie, gdzie przeciwnicy dochodzą do niezłych sytuacji rzutowych i potrzebujemy trochę czasu, żeby to wszystko posklejać. Jeśli zostaje zakupionych kilku nowych graczy, to jest trudną sztuką szybko zbudować z tego zespół.

Tymczasem wasz najgroźniejszy rywal w walce o mistrzostwo Polski już teraz, w tym momencie okresu przygotowawczego, prezentuje wysoką formę, co potwierdził podczas mocno obsadzonego turnieju w Orlen Arenie.

- Nie widziałem żadnego meczu, ale z tego co słyszałem, patrząc po wynikach, Wisła musiała grać naprawdę nieźle. Istotne będą jednak dopiero mecze ligowe, to wszystko są na razie starcia treningowe, gdzie drużyny albo kończą okres przygotowawczy, albo próbują się zgrywać, opracowywać założenia taktyczne. Dajmy sobie trochę czasu, choć wiele go nie mamy.

- Vive potrzebuje czasu - deklaruje reprezentant Polski

Zwłaszcza, że formę wyszykować musicie już na początek września.

- Z formą to można sobie trafić, ale w takim turnieju przede wszystkim nie możesz sobie pozwolić na indywidualną grę. Musimy zagrać jako zespół i wówczas będziemy mieli szansę realnie powalczyć o awans. Ja z natury jestem raczej realistą i nie patrzę na to w ten sposób, że na pewno uda się wywalczyć tą dziką kartę. To jest turniej, mamy dwóch bardzo trudnych przeciwników.

Oni też mają jednak swoje problemy Rhein-Neckar Lowen straciło przecież latem aż trzech podstawowych graczy.

- Z tym, że doszło u nich do znaczących przetasowań, wcale się nie zgodzę. W tym roku na dobrą sprawę po raz pierwszy od dawna doszedł do nich jeden nowy zawodnik, jakim jest Krzysiu Lijewski. Stojanović ma kontuzję i nie będzie grał, a roszady w bramce nie są tak problematyczne jak zmiany w środku pola. Do Vive pół roku temu dołączył Zorman, w związku z czym gra zaczęła wyglądać zupełnie inaczej. Teraz pojawili się Grzesiek Tkaczyk, Buntić, cała druga linia - gdzie oni muszą najlepiej ze sobą współpracować - jest nowa, potrzeba nam czasu.

Czyli przed turniejem kwalifikcyjnym optymistą raczej nie jesteś?

- Ja patrzę na to realnie, czekają nas trudne mecze. Naprawdę chciałbym wystąpić w Lidze Mistrzów, ale to będzie niezwykle trudne.

Szmal przed turniejem kwalifikacyjnym zachowuje spokój i jest realistą

Masz 33 lata, do kraju wracasz w kwiecie wieku. Nie chce mi się wierzyć, by Kielce miały być twoim ostatnim przystankiem w karierze.

- Raczej liczę się z tym, żeby jeszcze wyjechać. Na pewno nie chciałbym kończyć kariery w wieku 35 lat, czuję się w miarę dobrze, 33 lata - jak wspomniałeś - to najlepszy czas dla bramkarza.

Na koniec przejdźmy jeszcze do tematu reprezentacji Polski. Dania, Serbia, Słowacja - w losowaniu fazy grupowej mistrzostw Europy wam się nie poszczęściło.

- Na Euro każda grupa jest ciężka i tutaj nie ma co wybrzydzać. Faktycznie, trochę mamy pecha, że trafiliśmy na gospodarzy, bo to jest naprawdę dobry zespół, grają u siebie, przy ich publiczności będzie ciężko, ale mam nadzieję, że się uda.

Mistrzostwa Europy potraktujecie jako cel sam w sobie, czy raczej przystanek i element przygotowań do Igrzysk Olimpijskich w Londynie?

- Kariera sportowca jest tak krótka, że raczej powinien on wykorzystywać wszystkie cele i możliwości, jakie ma przed sobą. Dobrze byłoby usiąść sobie na koniec kariery i powiedzieć: ok, to udało mi się zdobyć. Przykro by mi było, jakbym miał odpuścić mistrzostwa Europy i koncentrować się na olimpiadzie, bo droga do tego jest jeszcze bardzo daleka.

Komentarze (0)