Bogdan Kowalczyk: To było jałowe granie

Azoty Puławy po dziwnym meczu uległy we własnej hali MMTS-owi Kwidzyn 28:32 i szanse na rozstawienie w fazie play-off mają już tylko teoretyczne.

Środowe spotkanie przebieg miało cokolwiek dziwny. Gospodarze w pierwszej części gry zdominowali przebieg boiskowych wydarzeń, spokojnie kontrolowali wynik, w pewnym momencie prowadzili już nawet 21:14. Finałowe minuty należały jednak do kwidzynian, którzy ostatecznie zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Pierwszą połowę zagraliśmy fantastycznie zespołowo - tłumaczy trener Azotów, Bogdan Kowalczyk. - Były podania i do skrzydła, i do koła, poprzez wspólne działanie wypracowywaliśmy czyste pozycje. Po przerwie nic z tego już nie wychodziło, nie potrafię sobie tego wytłumaczyć - rozkłada bezradnie ręce doświadczony szkoleniowiec.

Od 42. minuty gospodarze rzucili tylko pięć bramek, przyjezdni do siatki trafiali za to aż czternaście razy. - To, co graliśmy w pierwszej części gry, obowiązuje u nas zawsze - zaznacza Kowalczyk. - Zachęcałem zawodników do wspólnego grania i nie rozumiem, dlaczego nie realizowaliśmy tych założeń także po przerwie. Wielokrotnie zwracałem uwagę na różne aspekty, gracze byli jednak rozkojarzeni, niespecjalnie reagowali. Nie jestem w tej chwili w stanie tego wyjaśnić, będę musiał obejrzeć ten mecz na video. Każdy z zawodników chciał, taki Grzesiek Gowin podjął parę razy ryzyko, które było ponad miarę - nie powinien tego robić - ciągnie Kowalczyk.

Michał Szyba robił co mógł, w końcówce jednak stanął - jak i cała drużyna

- W przerwie mówiłem moim zawodnikom, że o końcowym wyniku decyduje pierwsze dziesięć minut drugiej części gry. Mieliśmy się wówczas maksymalnie zmobilizować i dać z siebie w tym fragmencie wszystko. Niestety, potem było zdecydowanie gorzej, nad przyczynami trzeba się głębiej zastanowić - wzrusza ramionami. - Powtórzę: w pierwszej połowie pokazaliśmy, że mamy cały szereg sposobów na rozwiązywanie ataku pozycyjnego, a po przerwie to już było kompletnie jałowe granie. Przerywałem, mówiłem co trzeba zrobić, pojawiały się jednak jakieś działania indywidualne. Każdy, kto szedł sam, chciał dobrze, ale zespolona obrona MMTS-u nie bardzo chciała nam na to pozwolić - tłumaczy.

Kowalczyk zwraca także uwagę na marną dyspozycję fizyczną swoich graczy. - To jedna z przyczyn - nie kryje. - Część zawodników nie wytrzymała tego spotkania pod względem kondycyjnym. Ja się nie dziwię takiemu Gowinowi, który przez osiem dni brał antybiotyk. Trochę pauzował też Zinczuk, który miał jakieś problemy z Achillesami i zagrał zdecydowanie słabiej. Zawodnicy, którzy weszli z ławki nie dali jednak udanych zmian, bazowałem więc na podstawowym składzie, który na ogół takie zawody wytrzymuje. Tym razem sił zabrakło, a jak brakuje sił, to i z myśleniem są problemy. Przez to w końcówce graliśmy piłkę indywidualną i nieprzemyślaną - stąd taki, a nie inny wynik.

Komentarze (0)