- Taka jest dzisiejsza piłka ręczna - przyznaje selekcjoner reprezentacji Polski, Bogdan Wenta. - Gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a my Ukraińcom na wiele nie pozwoliliśmy. Dobrze zagraliśmy agresywną, wyprzedzającą obroną, może na początku mieliśmy troszeczkę zachwiań. Cieszę się jednak, że później chłopy to utrzymali - relacjonuje. - Przed meczem obawialiśmy się trochę ich lewego rozgrywającego, udało się go jednak powstrzymać.
W ciągu 50 minut Sławomir Szmal przepuścił tylko 9 strzałów. Fantastycznie układała się jego współpraca z formacją defensywną, wielką pracę w obronie wykonali Michał Jurecki, Marcin Lijewski i - chyba przede wszystkim - Piotr Grabarczyk. Dzięki ich postawie Szmal większość piłek odbijał bez większego wysiłku, klasą wykazać musiał się ledwie kilka razy. Kiedy Ukraińcy omijali zarówno wyciągnięte ręce obrońców, jak i naszego golkipera, w sukurs Polakom przychodziła poprzeczka.
- Dzięki naszej stabilnej obronie Ukraińcy w pewnym momencie zupełnie stracili wiarę w sukces - tłumaczy Szmal. - Nie pamiętam meczu, w którym wpuściłbym tylko 9 bramek. Wielki respekt dla chłopaków, w obronie zagrali naprawdę rewelacyjnie - przyznaje. Wtóruje mu Grzegorz Tkaczyk. - Defensywa była wspaniała, świetnie zagrali bramkarze. Naprawdę, w piłce ręcznej rzadko zdarza się stracić tak mało bramek - nie kryje doświadczony rozgrywający Rhein-Neckar Lowen.
Ukraińcy wynik podgonili w samej końcówce. Szmala zastąpił w bramce Piotr Wyszomirski, Polacy - lekko zmęczeni, rozkojarzeni wysokim prowadzeniem - rozluźnili nieco szyki i wdali się z rywalami w wymianę ciosów. Fatalną skuteczność podreperowali nieco Siergi Burka i Vladyslav Ostruszko - wcześniej pierwszy z nich uzbierał aż osiem niecelnych rzutów, drugi mylił się czterokrotnie. W ciągu 10 minut Ukraińcom udało się rzucić 6 bramek i uniknąć kompromitacji, a spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 23:15.