Co się stało z zespołem, że prowadząc 17:12 nie potrafił tego utrzymać i zrobiło się 21:24? - Przegraliśmy w ataku. Popełniliśmy dużo błędów technicznych i to był moment, który wykorzystała drużyna przeciwnika. W konsekwencji rywalki odjechały - skomentował Ireneusz Rudkowski, który znalazł też pozytywy w poniedziałkowym spotkaniu. - W poniedziałek chyba po raz pierwszy mój zespół zagrał dobrze w obronie. Tego oczekiwałem. Widać, że są możliwości. Powinniśmy wygrać ten mecz, bo pierwsza połowa była kontrolowana. Zadecydowały mini urazy Ani Rostankowskiej i Mileny Malich. To zdezorganizowało grę, a w drugiej połowie zabrakło głowy. Mecz był bardzo dobry, ale sędziowie trochę nie stanęli na wysokości zadania zarówno w jedną, jak i w drugą stronę - powiedział Rudkowski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Rudkowski miał rację. Tylko kilka zawodniczek, które były na boisku nie otrzymało żółtych kartek lub kar dwóch minut... - No właśnie, zwłaszcza na początku sędziowie sypali żółtymi kartkami. Kiedy trzeba było podjąć decyzję, to tego nie uczynili, ale to są tylko sędziowie - powiedział szkoleniowiec. Może więc arbitrzy chcieli ostudzić zapał dosyć twardo grających zawodniczek? - Zależało im na tym meczu. Podeszliśmy naprawdę poważnie do tego spotkania, mimo że to ostatni mecz sezonu i wszystko jest poukładane. Chcieliśmy zagrać dobrze z racji tego, że nadal będą trwały dla nas rozgrywki innego typu. Dużo oglądamy, analizujemy i będziemy eliminować błędy - zapowiedział trener Akademiczek.
Dwa dni przed spotkaniem z MTS-em zawodniczki AZS AWFiS grały w Kościerzynie z miejscowym Lisem, a z ławki w poniedziałek wchodziła tylko jedna piłkarka... Dlaczego tak było? Czy nie miało to wpływu na grę zespołu w końcówce? - Podjąłem taką decyzję - przyznał trener. - Mamy trzy rozgrywające, a Aneta Kassin ciężko pracowała, aby wejść na rozegranie. Przy trzech rozgrywających przez pół sezonu jest problem. Wydaje mi się, że dziewczyny i tak nieźle to wytrzymały - pochwalił swoje zawodniczki Ireneusz Rudkowski.
Dla AZS-u AWFiS Gdańsk to koniec ligowego sezonu. Przed zespołem przygotowania do kolejnego. Jak będą one wyglądały? Jest planowany jakiś obóz? - Musimy się spotkać z kierownikiem i porozmawiać o tych sprawach. Z tego co wiem, nie możemy wyjechać. Zgrupowanie będzie tutaj - zdradził Rudkowski, który nie jest z tego zadowolony. - Są u nas dobre warunki dla kogoś, kto tu przyjeżdża, a nie dla dziewczyn, które tu mieszkają. Żeby przygotować zespół, potrzebne jest wspólne wyżywienie, wspólne przebywanie, aby w każdej chwili można było porozmawiać z zawodniczkami. Będziemy pracowali, a dużo zależy od tego, czy jakieś zawodniczki będą widziane przez trenera Cieplińskiego. Będziemy czekać na te informacje - przyznał trener.
Jak wygląda sprawa transferów w gdańskim klubie? Wiadomo już, kto może dołączyć do zespołu ze stolicy województwa pomorskiego? - Jeszcze nie. Jeżeli dziewczyny cokolwiek wiedzą, to za moment to powiedzą. Jesteśmy w takim układzie, że nie ma czego ukrywać. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i możemy o wszystkim porozmawiać - zauważył Rudkowski. - Trudno mi powiedzieć kogo kupi Łączpol. Czy sięgnie po nasze zawodniczki, czy weźmie piłkarki z wyższej półki. Przykładem jest wzięta na jeden mecz Marta Taczyńska, która teraz nie gra. Trzeba było się zastanowić, czy nie szkoda tych zawodniczek. Wiem, że ma wyjść przepis pozwalający na swobodniejszy przepływ zawodniczek. Byłoby to bardzo korzystne rozwiązanie - dodał zadowolony trener.
Czy celem na przyszły sezon będzie pierwsza czwórka? - Myślę, że tak. Gra w dolnej czwórce też jednak była wyrównana, były różnice 1-2 bramek i nie padały wysokie wyniki. Taki sobie jednak zakładamy cel, aby być wyżej - zapowiedział trener. - Trzeba przygotować zespół mentalnie do tego, że chcemy awansować. Nie wiem, czy taki cel postawimy już w przyszłym sezonie. Jednak jeżeli ten zespół by się utrzymał, awans w dwa lata byłby bardzo realny - zakończył Ireneusz Rudkowski w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.