Od początku spotkania trener Bogdan Wenta dał pograć na skrzydłach Arkadiuszowi Miszce i Rafałowi Glińskiego, którzy do tej pory zaczynali spotkania na ławce rezerwowych. Z perspektywy trybun sobotni mecz obserwował natomiast Karol Bielecki.
Pierwsze minuty pokazały, że obie drużyny towarzyski mecz traktują bardzo poważnie. Naprzeciw siebie stanął przecież drugi i trzeci zespół świata. W 7. minucie Ivano Balić wyprowadził Chorwatów na prowadzenie 5:3. Polacy mogli szybko wyrównać, a nawet wyjść na prowadzenie, jednak swoich sytuacji nie wykorzystali obaj wspomniani skrzydłowi. Nie były to jedyne okazje strzeleckie zawodników Vive Kielce i Wisły Płock, w których górą był Mirko Alilović. Kto wie, czy właśnie te sytuacje nie zadecydują o tym, że żadnego z nich nie zobaczymy na austriackich parkietach. W 16. minucie kolejną bramkę przy biernej postawie obrońców zdobył Balić. Ty samym wicemistrzowie świata powiększyli swoją przewagę do czterech oczek. Biało-czerwonym natomiast brakowało pomysłu na sforsowanie bardzo szczelnej obrony zespołu Lino Cervara. Chwilę później po bramce Blazenko Lackovicia Chorwaci prowadzili już 10:5, co zmusiło Bogdana Wentę do poproszenia o czas dla swoich podopiecznych. Posuchę bramkową biało-czerwonych przerwał Tomasz Rosiński, który okazał się największym objawieniem turnieju rozgrywanego w Wiener-Neustadt. Oprócz niego Wenta desygnował do gry Piotra Wyszomirskiego w miejsce Sławomira Szmala. Na pięć minut przed końcem pierwszej części gry polscy szczypiorniści grali w przewadze jednego zawodnika, jednak kolejną znakomitą okazję zmarnował lewoskrzydłowy, tym razem Mateusz Jachlewski. Rzut popularnego "Siwego" obronił Alilović, który miał to tej pory prawie 50 proc. skuteczności. Bramkarz Ademar Leon jeszcze raz pod koniec pierwszej połowy okazał się lepszy od polskiego skrzydłowego i to on był bohaterem Chorwatów w pierwszych trzydziestu minutach. Biało-czerwoni na przerwę schodzili przegrywając 9:13.
Po zmianie stron na lewej połówce pojawił się Mariusz Jurkiewicz, natomiast w obronie kibice oglądali Daniela Żółtaka. Polacy rozpoczęli jakby z nieco większym animuszem, ale jak w transie bronił Alilović. W ataku natomiast nie do zatrzymania był Vedran Zrnić, który nie tylko pewnie wykorzystywał rzuty z linii siedmiu metrów, ale także co i rusz popisywał się skutecznymi akcjami ze skrzydła. Wreszcie jednak sposób na zawodnika VfL Gummersbach znalazł Wyszomirski, który sparował rzut karny Chorwata. Później kibice oglądali sporo niedokładnej gry i mało bramek. Szczególnie polscy szczypiorniści mieli problemy z rozgrywaniem piłki, co skrzętnie wykorzystywał zespół Cervara. Trzy bramki z rzędu dały im najwyższe do tej pory prowadzenie 18:12. Niemoc strzelecką Polaków przerwał dopiero Bartłomiej Jaszka, który trzy razy z rzędu zaskoczył Alilovicia. Chorwacja jednak wciąż trzymała naszą reprezentację na dystans, grając szybką, kombinacyjną piłkę. W 50. minucie Igor Vori trafił na 21:15 i jasne się stało, że o zwycięstwo w tym spotkaniu będzie niezwykle trudno. Tym bardziej, że jedyne zagrożenie rzutowe pochodziło praktycznie ze strony Jaszki, który przez długi okres jako jedyny próbował zagrozić chorwackiej bramce. Dopiero później kapitalnym rzutem w samo okienko z dziesięciu metrów popisał się Michał Jurecki, jednak było to już nieco za późno. Nawet grając w przewadze jednego zawodnika brązowi medaliści ostatnich mistrzostw świata tracili bramki. Na pewno w dużej mierze było spowodowane to taktyką Chorwatów, którzy zdejmowali bramkarza i wprowadzali w pole dodatkowego zawodnika. Polska reprezentacja do ostatnich minut walczyła o jak najlepszy wynik, jednak tego dnia to wicemistrzowie świata byli lepiej dysponowani. Polska przegrywa w Wiener-Neustadt z Chorwacją 21:25 i zajmuje drugie miejsce w towarzyskim turnieju Interwetten Cup.
Polska - Chorwacja 21:25
Bramki dla Polski: Krzysztof Lijewski (4), Bartosz Jurecki (3), Michał Jurecki (3), Bartłomiej Jaszka (3), Tomasz Tłuczyński (3), Arkadiusz Miszka (2), Mariusz Jurkiewicz (2), Tomasz Rosiński (1).