KGHM MKS Zagłębie Lubin było o krok od historycznego awansu do najlepszej ósemki EHF European League, ale w decydującym meczu przeciwko Dijon poniosło bolesną porażkę 24:32 i będzie już kontynuować grę wyłącznie na krajowym podwórku. W niedzielę lubinianki powrócą do rywalizacji w Orlen Superlidze Kobiet, gdzie są samodzielnym liderem i zmierzą się z Sośnicą Gliwice.
A w Lidze Europejskiej? Wystarczyło im na koniec zwycięstwo, remis, a nawet porażka nie większa niż jedną bramką, jednak rywalki z Francji spełniły swoje minimum - musiały wygrać co najmniej różnicą dwóch trafień, a zrobiły to z nawiązką. Mecz w zasadzie rozstrzygnął się już w pierwszej połowie. Niemiecka bramkarka Ann-Cathrin Giegerich do przerwy zanotowała dwanaście skutecznych interwencji, co znacząco utrudniło lubiniankom wejście na wyższe obroty.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak dziś jest legendą. "Wychowałem się na blokowisku"
O rywalizacji w Lidze Europejskiej porozmawialiśmy z Joanną Drabik i trener Bożeną Karkut. Jak spotkanie wyglądało okiem zawodniczki? - W zasadzie to nic nam nie szło. Od początku nie mogłyśmy złapać swojego rytmu zarówno w obronie, jak i ataku. Byłyśmy seryjnie nieskuteczne z każdej pozycji i popełniałyśmy za dużo błędów własnych. Niestety to się mści i Dijon szybko to wykorzystało. Wynik nam odskoczył, a później w drugiej połowie czekała nas gonitwa - przyznała obrotowa.
Nie tylko mecz z Dijon
Jak zauważyła kołowa, decydujący mecz z Dijon nie był jedynym momentem, który przesądził o losach lubinianek w europejskich pucharach. Mistrzynie Polski straciły punkty w starciu Motherson Mosonmagyarovari KC i były bardzo bliskie wywalczenie jednego "oczka" w Niemczech z HSG Blomberg-Lippe, jednak nie wykorzystały karnego dającego remis.
- Zawaliłyśmy sprawę meczem na Węgrzech, ponieważ one były zdecydowanie w naszym zasięgu i powinnyśmy wywieźć stamtąd dwa punkty oraz awansować. Możemy teraz kalkulować. Ostatni mecz uciekł nam w pierwszej połowie i nie mogłyśmy do niego wrócić, mimo że walczyłyśmy do ostatniej minuty - dodała Joanna Drabik w rozmowie z WP SportoweFakty.
Trenerka Bożena Karkut zwróciła uwagę na problemy ze skutecznością i słaby początek spotkania. - Byliśmy bardzo blisko, ale ostatnie dwa tygodnie wszystko zmieniły. Przeciwnik swoim poziomem jak najbardziej był do przejścia, jednak daliśmy mu się rozkręcić już w pierwszej części spotkania. Nie rzuciłyśmy trzynastu stuprocentowych sytuacji, z których przeciwniczki dziewięć zamieniły na bramki, i wynik ustawił się przed drugą połową - analizowała szkoleniowiec.
Coraz bliżej
Mimo porażki zespół pokazał się z dobrej strony w całych rozgrywkach, zdobywając sześć punktów - czyli tyle samo, co Dijon, które przeszło do ćwierćfinału Ligi Europejskiej. O awansie przesądziły niestety bramki. - Nie dostałyśmy "bęcków" tylko wygrywałyśmy spotkania w grupie i byłyśmy o krok od wyjścia z niej, i to na pewno cieszy - zaznaczyła Joanna Drabik.
- Każda z nas mogła się pokazać i dać z siebie maksa. W tym sporcie chodzi o to, by nie grała siódemka, a czternastka i to się udawało. Na pewno jest to dla nas doświadczenie, ale też jest nam przykro, bo byłyśmy tak blisko, a się nie udało - przyznała kołowa, jednocześnie podkreślając, że zespół nie składa broni. - Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie, po kolejnym zdobytym doświadczeniu, uda nam się wyjść z grupy i zawalczyć troszkę dalej - dodała.
- Na pewno po Lidze Mistrzyń grało nam się o wiele łatwiej. Nie oszukujmy się, że to jest najwyższa forma rozgrywek w naszej dyscyplinie i zdecydowanie to doświadczenie, które tam zdobyłyśmy, procentowało. Wychodząc na pierwsze spotkania w grupie, byłyśmy zupełnie inaczej przygotowane i wiedziałyśmy, z czym się zderzymy. Niestety trochę nam zabrakło, nie mamy sukcesu i to dla nas bolesne. Super, że zagrałyśmy i wygrałyśmy trzy spotkania, byłyśmy bliskie awansu, ale wisienką na torcie jest jednak wyjście z grupy i te mecze w tym momencie nie mają znaczenia, bo niestety nie przeszłyśmy dalej - powiedziała Joanna Drabik.
Nie złość, a smutek
Bożena Karkut podkreśliła z kolei, że jej drużyna starała się walczyć do końca, choć trudno było odwrócić losy meczu. - Jak się tak słabo zaczyna, nie ma mocy w obronie, następuje bezradność w ataku, bo z każdej pozycji próbujemy, i z bliska, i z daleka, ze skrzydła i koła, ale ciągle nic, bo broni bramkarka. A przeciwnik zamienia to na łatwe bramki. Na pewno to podcina skrzydła, a jest to za dobry zespół europejski, by przy prowadzeniu +9 pozwolił sobie to odebrać. Na pewno nie w takiej dyspozycji rzutowej, jaką prezentowaliśmy - oceniła trenerka.
- Jedynym plusem było to, że dziewczyny walczyły do ostatnich sekund. A nie jest łatwo walczyć jak marzenia uciekają. Jeśli chodzi o taktykę, mądrość przy rzutach, rozwiązaniach w obronie, przygotowani byliśmy w stu procentach, ale kompletnie to nie wychodziło. Nie powiem, że jestem zła, jest mi przykro i każdej z dziewczyn też. Zwłaszcza, że ten początek dał nam nadzieję, że jednak z tej grupy wyjdziemy - podsumowała Bożena Karkut w rozmowie z WP SportoweFakty.
Mimo zmęczenia sezonem lubinianki nie zamierzają zwalać winy na brak sił. Nigdy na to nie narzekały i to się nie zmienia także teraz. - Dobrze się czujemy. Trenerka zrobi tyle zmian, ile może. W polskiej lidze stara się wpuszczać zmienniczki, więc nie mamy co tutaj narzekać i zwalać na przygotowanie. Oczywiście wiadomo, że każda z nas jest nieco zmęczona, ma trochę tych spotkań i minut, ale w Lidze Europejskiej drużyny też przecież grały i u siebie w kraju, i w europejskich pucharach, więc borykały się dokładnie z tym samym - zaznaczyła obrotowa KGHM MKS Zagłębia.
Teraz lubinianki skupią się na krajowych rozgrywkach i obronie tytułu mistrza Polski oraz Orlen Pucharu Polski, a później także i Superpucharu. Choć w Europie niewiele zabrakło do sporego sukcesu, klub wyciągnie z tego cenne lekcje na przyszłość. - Nie zwijamy żagli - zapowiedziała Joanna Drabik.