Nowe rozgrywki, nowe trofeum, starzy znajomi na parkiecie - w sobotę w Łodzi doszło do historycznego, bo pierwszego starcia o Superpuchar Polski. W pojedynku zmierzyli się szczypiorniści Orlenu Wisły Płock i Industrii Kielce. W poprzednim sezonie Nafciarze triumfowali zarówno w Pucharze Polski, jak i w Orlen Superlidze, zdobywając mistrzostwo kraju. Dla żółto-biało-niebieskich był to pierwszy od szesnastu lat sezon bez żadnego trofeum.
Płocczanie chcieli więc podtrzymać dobrą passę, natomiast szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego byli zmotywowani, by tym razem pokonać rywali i dobrze zacząć rozgrywki - od zdobycia prestiżowego tytułu.
Już pierwsze minuty pokazały, że to mecz z gatunku tych, w których kluczowe jest to, kto pierwszy przełamie defensywę przeciwników. Obie ekipy zaczęły piekielnie mocno w obronie - nie dość, że świetnie spisywali się zawodnicy na linii szóstego metra, to między słupkami doskonale prezentowali się Mirko Alilović i Sandro Mestrić. Po dziesięciu minutach gry na tablicy wyników widniało 3:3 i nie zapowiadało się, że worek z bramkami szybko się rozwiąże.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 838 metrów pod ziemią! Niezwykła przygoda siatkarzy
Po niezwykle wyrównanym kwadransie szczypiorniści Orlenu Wisły znaleźli sposób na obronę rywali i zdołali odskoczyć na dwa trafienia. Kielczanie mieli swoje szanse w ataku, ale popełnili za dużo błędów w kluczowym sytuacjach. Nafciarze wielokrotnie już udowadniali, że takich prezentów nie marnują i utrzymywali wypracowaną przewagę.
Na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy o czas poprosił trener Tałant Dujszebajew. Jego uwagi pomogły, bo po powrocie na parkiet debiutancką bramkę zdobył Theo Monar i żółto-biało-niebiescy zbliżyli się do Nafciarzy na jedno trafienie. Końcówka należała jednak do płocczan. Gracze Xaviera Sabate zeszli do szatni prowadząc 13:10.
Szczypiorniści Industrii, żeby nadal liczyć się w grze, potrzebowali zrywu. Drugą połowę zaczęli od serii trzech bramek z rzędu i dali jasny przekaz, że trzeba na nich uważać. Wiślacy przetrwali jednak trudny moment i szybko zdołali się pozbierać. Do żółto-biało-niebieskich wróciły natomiast demony przeszłości - znów szwankowała skuteczność w ataku, ofensywie brakowało dynamiki, a gdy już udało się skonstruować akcję, trzeba było jeszcze pokonać Alilovicia, który znów doskonale czytał grę rywali.
Płocczanie zaczęli się rozkręcać, a gracze z województwa świętokrzyskiego znów musieli odrabiać straty trzech trafień. Czasu mieli już jednak coraz mniej, a obraz ich gry nie ulegał poprawie. Tymczasem Nafciarze grali konsekwentnie, dzięki czemu w 44. minucie Michał Daszek wyprowadził swoją drużynę na sześciobramkowe prowadzenie.
W końcówce Wiślacy też zaczęli mieć problemy, kielczanie jednak nie byli w stanie ich wykorzystać. Co prawda zdołali zmniejszyć straty do trzeć trafień, ale to było na tyle.
Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 27:23 (13:10)
Orlen Wisła Płock: Alilović, Jastrzębski - Daszek, Piroch, Janc, Sroczyk, Serdio, Panić, Susnja, Zarabec, Fazekas, Krajewski, Terzić, Dawydzik, Mihić, Szita,
Industria Kielce: Mestrić, Cordalija - Osuch, Olejniczak, Kounkoud, A. Dujshebaev, Maqueda, Moryto, D. Dujshebaev, Surgiej, Gębala, Karalek, Monar, Nahi
Czytaj też:
Historyczny moment i dreszczowiec w końcówce. Mistrzynie z Superpucharem Polski
Wyjątkowa chwila w Atlas Arenie