Do trzech razy sztuka. Przy wszystkich zmianach, jakie w ostatnich miesiącach zaszły w Kielcach, jedno pozostało stałe - cel mistrzów Polski. Ambicje żółto-biało-niebieskich sięgają wysoko - do weekendu finałowego w Kolonii.
Droga do Final Four jest jednak długa i kręta, ale szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego są mocno zdeterminowani, by nie tylko znaleźć się w najlepszej czwórce Europy, ale po dwóch przegranych finałach, wreszcie ponownie wznieść trofeum.
Pierwszym przeciwnikiem kielczan w rozgrywkach 2023/2024 byli Duńczycy. Aalborg Handbold to nie jest zespół, który elektryzuje kibiców tak, jak chociażby Telekom Veszprem, THW Kiel czy Paris Saint-Germain, a jednak powinien być stawiany wśród nich jako faworyt do gry w Lanxess Arenie. Nie ma w tym krzty przesady - w końcu Skandynawowie mają w składzie takich graczy, jak Niklas Landin, Mikkel Hansen, Henrik Mollgaard, Lukas Nilsson, Aleks Vlah czy Simon Hald.
Żółto- biało-niebiescy przystąpili do pojedynku bez swojego podstawowego bramkarza - Andreasa Wolffa. Pod nieobecność Niemca pierwsze skrzypce między słupkami kieleckiej bramki miał grać Miłosz Wałach. Przed 21-latkiem było niezwykle trudne zadanie - bramki gości bronił jeden z najlepszych golkiperów na świecie - Nikls Landin.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Tak spędzili miesiąc miodowy
Duńczyk szybko zaprezentował się kibicom, na jego pierwsze parady nie trzeba było długo czekać. Czekać natomiast musieli kielczanie - pierwsze trafienie dla gospodarzy zdobył dopiero po ponad czterech minutach gry Igor Karacić.
Przyjezdni już na starcie starali się postawić mocną defensywę i narzucić swój styl. Mistrzowie Polski po początkowych problemach, błyskawicznie jednak doprowadzili do remisu i przez kilkanaście minut trwała wyrównana walka.
Koniec pierwszej połowy lepiej rozegrali jednak goście, którzy odskoczyli na cztery gole. Kilka niezrozumiałych decyzji podjętych przez sędziny meczu - siostry Bonaventura - doprowadziło do wrzenia na trybunach. Żółto-biało-niebiescy mieli jednak sporo do przedyskutowania w przerwie. Wyglądało jakby nie mogli złapać odpowiedniego rytmu, przez co ich ofensywa wyglądała na mocno szarpaną.
Duńczycy natomiast starali się robić swoje - w drugiej połowie nie pozwolili się rozkręcić gospodarzom i cały czas utrzymywali przewagę trzech lub czterech bramek. W 35. minucie za faul na Karaleku czerwoną kartkę otrzymał Mads Hoxer Hangaard - 22-latek do tego momentu spisywał się bardzo dobrze, ale jego zejście z parkietu nie wpłynęło znacząco na obraz gry drużyny z Aalborga.
Przez dłuższy fragment gra toczyła się bramka za bramkę - a dla kielczan to nie była dobra informacja. Mistrzowie Polski na sześć minut przed końcem mieli okazję do zmniejszenia strat do jednego trafienia. Daniel Dujshebaev rzucił jednak prosto w ręce Landina.
Co się odwlecze, to nie uciecze, kilkanaście sekund później szansę wykorzystał Karacić. Na więcej Duńczycy już nie pozwolili. Pogoń kielczan nie przyniosła oczekiwanego efektu - ostatecznie drużyna z Aalborga zwyciężyła trzema trafieniami.
Industria Kielce - Aalborg Handbold 31:34 (15:18)
Czytaj też:
Pierwsza lekcja w Lidze Mistrzyń. Słoweński gigant wyraźnie lepszy