W tym artykule dowiesz się o:
Pierwszy taki transfer od 1993 roku
Legia Warszawa przeprowadziła w ostatnich latach kilka spektakularnych transferów, ale wyciągnięcie z Wisły Kraków Krzysztofa Mączyńskiego to prawdziwy majstersztyk i ostateczny dowód na to, że dla stołecznego klubu nie ma rzeczy niemożliwych. Nie dość, że warszawianie ściągnęli do siebie etatowego reprezentanta Polski, to jeszcze wykupili go z Wisły Kraków - to pierwsza taka transakcja między tymi klubami od 1993 roku. Ostatnim zawodnikiem, którzy w takich okolicznościach zamienił Reymonta 22 na Łazienkowską 3 był Marcin Jałocha.
Przeprowadzka Mączyńskiego do Warszawy to absolutny hit lata w ekstraklasie i jeden z najgłośniejszych transferów w historii polskiej ligi. Nawet zakontraktowanie przez Legię Kaspera Hamalainena nie może się z tym równać, bo stołeczny klub porozumiał się z Finem bez udziału Lecha Poznań i "Hama" trafił do Warszawy na zasadzie wolnego transferu. Tymczasem Wisłę Legia musiała nakłonić do sprzedaży zawodnika, który był jej wizytówką - ostatnim łącznikiem między teraźniejszością a złotą erą Bogusława Cupiała.
Kilkoma niefortunnymi wpisami na Twitterze i złożeniem w nerwach obietnic, z których się nie wywiąże, Mączyński naraził się kibicom, ale czy ktoś zdrowo myślący dziwi mu się, że przyjął ofertę największego klubu w Polsce, w barwach którego może zagrać w Lidze Mistrzów? Nie mówiąc już o finansowym awansie - Legia zapłaci mu tyle (ok. 350 tys. euro rocznie), ile Wisła nawet nie była w stanie mu obiecać.
Rewolucja w Cracovii
Pod Wawelem lato 2017 roku jest wyjątkowo gorące. 19 czerwca, dzień przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu, wiceprezes Cracovii, Jakub Tabisz poinformował Jacka Zielińskiego, że jego misja przy Kałuży 1 dobiegła końca. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że właściciel klubu, Janusz Filipiak w trakcie rundy wiosennie wielokrotnie powtarzał, że jeśli Zieliński utrzyma Pasy w ekstraklasie, to pozostanie na stanowisku. Tymczasem jeszcze raz okazało się, że jeśli prezes Cracovii jest w czymś konsekwentny, to tylko w tym, że jest niekonsekwentny.
Dużo kontrowersji wzbudziła nie tylko sama decyzja, ale też termin zwolnienia trenera Zielińskiego. Prezes Filipiak wyjaśnił to z właściwą sobie gracją: - Trener był na urlopie, a trudno dzwonić do kogoś na urlopie i oznajmiać, że się go zwalnia. Moment był nieszczęśliwy, ale nie chciałem tego robić zaraz po ostatnim meczu, w emocjach. Decyzję trzeba było jednak zakomunikować przed sezonem. To tyle, jeśli chodzi o timing.
Zwalniając Zielińskiego, Filipiak zdetonował bombę, ale miał w zanadrzu jeszcze drugi, mocniejszy ładunek, bo powierzył drużynę Michałowi Probierzowi, który tym samym zamienił wicemistrza Polski na 14. zespół minionego sezonu.
ZOBACZ WIDEO Piękne gole w brazylijskiej Serie A. Zobacz skrót meczu Flamengo - Sao Paulo [ZDJĘCIA ELEVEN] (WIDEO)
- Moje odejście z Jagiellonii mogło wydawać się dziwne, ale było przemyślane. Potrzebowałem wyzwań i to było dla mnie istotne przy wyborze nowego klubu. Nie przyszedłem do Cracovii dla pieniędzy, bo w Jagiellonii mógłbym zarabiać więcej. Nawet gdybyśmy zdobyli mistrzostwo, to i tak odszedłbym z Jagiellonii - zapewnił Probierz tuż po podpisaniu kontraktu z Cracovią.
To nie koniec tąpnięć przy Kałuży 1. Dzień po porozumieniu się z Probierzem (wbrew powszechnej opinii doszło do tego 19, a nie w nocy z 20 na 21 czerwca) funkcjonariusze ABW zatrzymali dyrektora sportowego krakowskiego klubu, Mirosława M. pod zarzutem wręczenie łapówek naczelnikowi urzędu skarbowego w związku ze swoją wcześniejszą działalnością w Ruchu Chorzów.
Do tego już pierwszego dnia w pracy w Cracovii Probierz podziękował za współpracę trzem ważnym nie tylko na boisku, ale też w szatni zawodnikom: Marcinowi Budzińskiemu, Mateuszowi Cetnarskiemu i Piotrowi Polczakowi. Z tej trójki chciał zatrzymać tylko tego pierwszego, ale nie spodobało mu się jednak niezdecydowanie piłkarza w sprawie pozostania przy Kałuży 1, więc podziękował mu za współpracę.
Koniec ery w Płocku
Janusz Filipiak zwolnił Jacka Zielińskiego na dzień przed rozpoczęciem przygotowań do sezonu, ale wobec tego, co w środę wydarzyło się w Płocku, można zaryzykować stwierdzenie, że właściciel Cracovii zachował się jak na na szefa profesjonalnego klubu przystało.
Płocka Wisła rozstała się bowiem z Marcinem Kaczmarkiem na 10 dni (!) przed inauguracją sezonu! Mało tego, to szkoleniowiec, który prowadził Nafciarzy od czerwca 2012 roku - do środy nie było w ekstraklasie trenera o dłuższym stażu. Środowisko huczy od plotek i roli, jaką w rozstaniu z Kaczmarkiem odegrał Dominik Furman. Były kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski miał stać na czele buntu przeciwko szkoleniowcowi.
Odejście Kaczmarka to koniec pewnej epoki w płockim klubie. Utalentowany trener prowadził Wisłę od sezonu 2012/2013, a objął zespół, który w poprzedniej kampanii spadł do II ligi. Już w pierwszym roku jego pracy Wisła awansowała na zaplecze ekstraklasy i była najlepszym beniaminkiem I ligi w sezonie 2013/2014.
Kampanię 2014/2015 Nafciarze ukończyli na trzecim miejscu, a w kolejnym sezonie zostali wicemistrzem I ligi i wrócili do ekstraklasy po dziewięciu latach przerwy. 43-letni szkoleniowiec jest specjalistą od awansów. Z Wisłą dwukrotnie awansował do wyższej ligi, a wcześniej Lechię Gdańsk i Olimpię Grudziądz wprowadził z III do I ligi.
Ligowy bilans Kaczmarka w Wiśle to 85 zwycięstw, 46 remisów i 43 porażki.
Potwierdzamy. On wrócił.
— Piast Gliwice S.A. (@PiastGliwiceSA) 3 lipca 2017
https://t.co/RsvMsZB8IB pic.twitter.com/PJy4vZOHut
Powrót Cesarza
Gdyby Krzysztof Mączyński nie zdecydował się na przyjęcie oferty Legii Warszawa, to właśnie powrót Konstantina Vassiljeva do Piasta Gliwice byłby największym hitem lata w ekstraklasie. W minionym sezonie 33-letni Estończyk był najważniejszym zawodnikiem świeżo upieczonego wicemistrza Polski, ale nie przedłużył z nim kontraktu i do Piasta trafił na zasadzie wolnego transferu, wiążąc się z gliwickim klubem trzyletnią umową. To właśnie długość kontraktu przesądziła o powrocie Vassiljeva do Piasta.
- Od początku wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie rywalizować z innymi jeśli chodzi o wysokość wynagrodzenia Konstantina Vassiljeva. Daliśmy więc coś na czym mu zależało - spokój, że ma dobrą drużynę na dłuższy okres i elastyczność w kwestii terminu zawarcia umowy - wyjaśnił dyrektor sportowy klubu, Łukasz Piworowicz.
Dla Vassiljeva to powrót do Gliwic po dwuletniej przerwie. Estończyk występował już przy Okrzei 10 w sezonie 2014/2015 i właśnie z Piasta trafił do Jagiellonii, a teraz podążył w odwrotnym kierunku. Jego bilans w gliwickim klubie to sześć bramek i pięć asyst w 28 występach. W barwach Jagiellonii Vassiljev rozegrał 73 mecze, w których strzelił 20 goli i zaliczył 25 asyst.
W Białymstoku musieli przełknąć dwie gorzkie pigułki, gdy architekci historycznego sukcesu zostawili Jagiellonię na rzecz 14. (Probierz) i 10. (Vassiljev) zespołu minionego sezonu.
Najdroższy transfer w historii ESA stał się faktemJanek Bednarek zawodnikiem SouthamptonPowodzenia@SouthamptonFC @lechpoznan pic.twitter.com/rv8ZVsbUCw
— FABRYKA FUTBOLU (@FFutbolu) 1 lipca 2017
Z ławki w Łęcznej do Premier League
Przenosząc się z Lecha Poznań do Southampton, Jan Bednarek został najdroższym piłkarzem w historii ekstraklasy. Święci zapłacili za niego Kolejorzowi aż 6 mln euro. Młodzieżowy reprezentant Polski zdetronizował zatem Adriana Mierzejewskiego, który latem 2011 roku zamienił Polonię Warszawa na Trabzonspor za 5,25 mln euro.
To, że klub Premier League kupuje utalentowanego Polaka za 6 mln euro, nie jest jeszcze niczym nadzwyczajnym. Przypadek Bednarka jest jednak o tyle ciekawy, że nigdy wcześniej obrońca nie był najdroższym zawodnikiem polskiej ligi i nie był nim też tak młody, bo ledwie 21-letni zawodnik.
Do tego warto pamiętać, że dokładnie rok temu Bednarek wrócił do Lecha z nieudanego wypożyczenia do Górnika Łęczna, w którym przegrywał rywalizację z Lukasem Bielakiem, Tomislavem Boziciem czy Maciejem Szmatiukiem.
Już byli w ogródku
Nie sposób nie wspomnieć o czterech transferach, które były krok od finalizacji, ale upadły na ostatniej prostej. We wtorek jedną nogą w FK Krasnodar były Vadis Odjidja-Ofoe, a Legia miała zarobić na Belgu aż 3,5 mln euro, ale ostatecznie do transakcji nie doszło. Rosjanie poinformowali, że najlepszy piłkarz minionego sezonu ekstraklasy nie jest okazem zdrowia i nie podejmą ryzyka związanego z zakontraktowaniem go, a w Warszawie mówi się natomiast, że temat upadł przez agentów Odjidji-Ofoe. Bez względu na to, która z wersji jest bliższa prawdzie, najważniejsze jest to, że Belg na razie pozostanie zawodnikiem Legii, a póki co warszawski klub wysłał go na szczegółowe badania, by ustalić, co dokładnie stwierdzili rosyjscy lekarze.
Po badaniach od transferu Szymona Pawłowskiego odstąpiła z kolei Pogoń Szczecin. "Kontuzja, którą leczy, sprawia, że nie ma jasnych rokowań co do terminu jego powrotu na boisko, dlatego klub zmuszony jest zrezygnować z podpisania umowy" - poinformowali Portowcy. Na Pawłowskiego mocno liczył nowy trener Pogoni, Maciej Skorża, który współpracował z byłym reprezentantem Polski w Lechu Poznań. W sezonie 2014/2015 Pawłowski był najlepszym zawodnikiem mistrzowskiej drużyny Kolejorza.
Po zwolnieniu Jacka Zielińskiego i zatrudnieniu Michała Probierza z dwóch transferów wycofała się Cracovia. Pasy mieli wzmocnić Petteri Forsell i Damian Kądzior, czyli największe gwiazdy Nice I ligi, ale z obu nowy trener zrezygnował. Szansę pierwszego na grę w Cracovii przekreśliła spora nadwaga, a drugi miał obawy o to, czy Probierz zagwarantuje mu taki sam status w zespole, jaki obiecał mu Zieliński.
- Ojciec Damiana zadzwonił i pytał, jakie są szanse jego syna na grę. Jeśli chłopak ma jakieś obawy, że jak ja będę trenerem, to będzie miał problem, trudno mieć w szatni kogoś nastawionego negatywnie. Dlatego dla mnie i dla niego będzie lepiej, jeśli odejdzie do innego klubu i tak się stanie - wyjaśnił Probierz już podczas swojej powitalnej konferencji prasowej.
Piłkarz na wariografie
To historia absurdalna, ale wydarzyła się naprawdę. Adam Danch po dziesięciu latach odszedł z Górnika Zabrze i związał się z Arką Gdynia, ale nim opuścił Roosevelta 81... poddał się badaniu wariografem na życzenie kibiców Górnika.
Część fanów oskarżyła Dancha i jego żonę Klaudię o obstawianie meczów, więc by oczyścić się z zarzutów, kapitan (!) 14-krotnych mistrzów Polski zgodził się na podpięcie do wykrywacza kłamstw. Badanie przeprowadzono w Katowicach, a jego koszty pokryli kibice.
"Z racji wielu niedomówień i nieprzychylnych komentarzy pod postami o zmianie klubu przez Adama Dancha, informujemy że podjęte zostały działania przez środowisko kibiców (Torcida), odnośnie rzekomego obstawiania meczy przez Adama i jego rodzinę. Adam dobrowolnie poddał się badaniom tzw. wykrywaczem kłamstw. W wyniku podjętych działań, informujemy że posiadamy dowód na to, iż Adam Danch, nie brał udziału, nie podawał wyników, nie przekazywał nikomu pieniędzy ani nie sprzedał meczu, w celu osiągnięcia korzyści w zakładach bukmacherskich" - ogłosili kibice Górnika na Facebooku.
Wyniki były pomyślne dla Dancha, ale aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby maszyna przemówiło na niekorzyść piłkarza.
Dom wariatów w Kielcach
Niedawno nazywano Koronę, w pozytywnym znaczeniu, "Bandą Świrów". Teraz raczej kielecki klub przypomina raczej dom wariatów i nie jest to komplement. Pod koniec sezonu nowe władze klubu, za którymi stoi Dieter Burdenski, ośmieszyły się, zwalniając Macieja Bartoszka, choć ten poprowadził kielczan do zajęcia piątego miejsca - lepsi od złocisto-krwistych były tylko ekipy Legii Warszawa, Jagiellonii Białystok, Lecha Poznań i Lechii Gdańsk.
Bartoszka zastąpił Gino Lettieri, który do tej pory pracował - i to bez sukcesów - w niższych ligach niemieckich. Do tego, według relacji niemieckich dziennikarzy, 51-latek to idealny przykład na to, "jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi". Włoch zaczął pracę w Kielcach od zrugania części piłkarzy za to, że ci zeszli do jadalni w klapkach. Mało tego, pokłosiem tej sytuacji było odejście Miguela Palanki z klubu.
- Podszedł do mnie kapitan i powiedział, że trener kazał mi przebrać buty. Powiedziałem: "ok, następnym razem zejdę w normalnym obuwiu". Zaczynałem już jeść, kiedy Lettieri zaczął na mnie krzyczeć. Ale tak ostro, bez żadnego szacunku. Wtedy podszedłem do niego i powiedziałem: "bardzo, bardzo źle pan tu zaczyna!". I tyle. Potem zadzwonił do mnie Zając i powiedział, że musimy rozwiązać kontrakt. Upokorzyli mnie przy tam strasznie - przyznał Hiszpan w rozmowie z "Super Expressem".
Potem Lettieri miał kpiąco nazywać swoich zawodników "Polaczkami", a jeden z kontuzjowanych piłkarzy miał usłyszeć, że prezentuje "typowo polskie podejście". Z drugiej strony Włoch firmuje swoim nazwiskiem nepotyzm. Jedną z pierwszych nowych twarzy, jakie pojawiły się latem w Kielcach, był bowiem Fabian Burdenski. To syn nowego właściciela klubu, który w sezonie 2013/2014 był związany z Wisłą Kraków. Na Reymonta 22 trafił, ponieważ Franciszek Smuda miał dług wdzięczności jego ojca, a swojego przyjaciela. Niemiec okazał się być jednym z najgorszych obcokrajowców, jacy przewinęli się przez Wisłę.
Bóg poskąpił Fabianowi talentu, ale za to opiekuje się nim zaradny ojciec, który lada dzień zatrudni go w swoim klubie. Wiosną Burdenski jr występował w III-ligowym FSV Frankurt, który pod wodzą... Lettierego z hukiem spadł do IV ligi. Do pierwszego bezpiecznego miejsca w tabeli ekipa Włocha traciła aż 20 punktów.