W tym artykule dowiesz się o:
Ta mina mówi w zasadzie wszystko. Więcej Mariusz Pawełek powiedział osobiście po meczu z KGHM Zagłębiem Lubin. - Zagrałem na pamięć. Stało się. Zawaliłem tę bramkę, biorę to na siebie. Mieliśmy 90 minut, żeby to odrobić.
Już w pierwszej minucie niezwykle prestiżowych derbów Dolnego Śląska bramkarz wrocławskiej drużyny wybił piłkę prosto pod nogi Łukasza Piątka. Ten, nie namyślając się za wiele, uderzył zewnętrznym podbiciem. To był piękny gol. I koszmarny błąd golkipera. W takim meczu, w takim momencie. Śląsk miał podcięte skrzydła.
Zobacz wideo: Maria Szarapowa: Nie przeszłam testu antydopingowego w Australian Open
Źródło: RUPTLY/x-news
Rozbita drużyna niedługo potem straciła kolejnego gola. Po kwadransie przegrywała już 0:2 i ostatecznie takim wynikiem zakończył się ten mecz.
A co do Pawełka, to wiosnę ma okropną. Kiedyś, gdy grał w Wiśle Kraków, też przydarzały mu się tzw. babole. Takie gole spowodowane przez niego zaczęto nazywać "pawełkami". Potem w Śląsku 34-letni bramkarz jakby zaprzecza krążącym o nim opiniom, że jest bardzo niepewny. Bronił świetnie, stał się liderem drużyny. Teraz "pawełki" jednak wróciły, bo to nie pierwszy raz w tym roku, gdy po fatalnych interwencjach pana Mariusza cieszą się rywale. Podobnie było niedawno w Białymstoku.
Jakub Słowik po poniedziałkowym meczu z Ruchem Chorzów śpiewał raczej cienko. W 71. minucie wyszedł poza pole karne, przejął piłkę i chciał z nią wrócić do "szesnastki". Robił to tak "energicznie", że szybko podbiegł do niego napastnik rywali Mariusz Stępiński, zaatakował bramkarza, który poza polem karnym nie mógł złapać piłki w ręce. Zabrał mu piłkę, wpadł z nią w pole karne, a tam zdesperowany Słowik powalił go na ziemię, ciągnąc za koszulkę. Skutek? Zobaczył czerwoną kartkę, a goście na dodatek mieli rzut karny.
To było przy wyniku 2:1 dla Pogoni...
Goście karnego wykorzystali, pod koniec meczu osłabioną Pogoń Szczecin jeszcze dobili. I wygrali 3:2.
Słowik to bramkarz, który przed tym sezonem wygryzł ze składu młodego Dawida Kudłę. Nie można jednak powiedzieć, że swoją grą jakoś zapadł w tym sezonie w pamięć. Aż do teraz. W poniedziałek zmienił go właśnie Kudła. I wszystko przed nim, aby sprowadzonego z Jagiellonii Białystok Słowika posadzić teraz na ławce rezerwowych.
O komediodramacie, jaki w Gdańsku odegrał Bartłomiej Drągowski, już pisaliśmy, ale nie mogło go oczywiście zabraknąć w gronie weekendowych bramkarskich jaj. Przypomnijmy. W meczu z Lechią Gdańsk bramkarz Jagiellonia Białystok może i został trafiony rzuconą z trybun zapalniczką, ale jego reakcja była zdecydowanie nieadekwatna do konsekwencji. 18-latek zachowywał się tak, jakby mu urwało rękę. Nie mógł podnieść się z ziemi, a gdy już to zrobił, to upadł ponownie. Poprosił o zmianę, po czym po krótkiej konwersacji z trenerem Michałem Probierzem wrócił na boisko. - Mogłem tak nie pajacować - przyznał sam z rozbrajającą szczerością po meczu. Ciekawe są natomiast reakcje z obozu białostockiego na to zachowanie.
- Bartek ma teraz trudny moment, przechodzi szkołę życia. Nie będę jednak krytykował jego zachowania. Jego reakcje są wręcz bardzo dobre. Trudno, by godził się z porażkami. Ja go bronię - mówi nam Michał Probierz. A kapitan Rafał Grzyb dodaje: - Wiadomo, wynik wpływał na jego zachowanie. Jest młody, niedoświadczony, głowa mu się pali. Może coś go to zdarzenie nauczy. Bartek jest osobą impulsywną, czasem reaguje zbyt nerwowo, ale dlatego, że zależy mu na zwycięstwach. Jego temperament ma plusy i minusy. Na pewno zaangażowanie dobrze wpływa na drużynę.
Wynik faktycznie mógł podnieść ciśnienie młodemu bramkarzowi, bo Lechia nie dała Jagiellonii żadnych szans. Ostatecznie wygrała 5:1.