Na wyjazdach jest tragedia - rozmowa z Dariuszem Zawadzkim, piłkarzem Sandecji Nowy Sącz

Dariusz Zawadzki jest filarem środkowej formacji ekipy z Nowego Sącza. To głównie na poczynaniach tej linii opiera się gra beniaminka pierwszej ligi. W środowym spotkaniu zawodnicy Sandecji popełnili zbyt dużo błędów i przez to musieli uznać wyższość zielono-czarnych. - Zawiodłem w meczu ze Stalówką - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl pomocnik Sandecji

Kamil Górniak: Sandecja przegrała kolejne zawody na wyjeździe. Jak oceni pan spotkanie w Stalowej Woli?

Dariusz Zawadzki: Ciężko coś powiedzieć. Uważam, że przegraliśmy ten mecz w karygodny sposób. Po raz kolejny na wyjeździe dajemy prezenty przeciwnikowi. Pierwszy gol, to tragedia. Druga bramka po stałym fragmencie gry. Wiemy, jak mamy się zachowywać na boisku w takiej sytuacji. Wiedzieliśmy dobrze, że Stal jest groźna w tym elemencie gry. Potem graliśmy atakiem pozycyjnym, a Stalówka groźnie kontrowała. Przegraliśmy ten pojedynek, ponieważ w pierwszej połowie nie potrafiliśmy wykorzystać okazji, które mieliśmy. Przy stanie 1:0 mamy sytuację 2 na 1 i też nie potrafimy zdobyć bramki. Po raz kolejny powtarza się to, że skuteczność jest naszą największą bolączką. Przez to przegrywamy potyczki, bowiem jeśli nie strzela się gola na wyjeździe, to nie ma co liczyć na jakieś punkty.

Popełniliście także sporo błędów w defensywie.

- Tak jak już wcześniej powiedziałem. Pierwsza bramka, to prezent dla gospodarzy, druga to także nasz błąd. Stalówka stwarzała sobie sytuacje bramkowe właśnie po naszych błędach indywidualnych, których nie powinniśmy popełniać. Uważam, że przegraliśmy te zawody na własne życzenie.

Sandecja u siebie i na wyjeździe to dwa różne zespoły. Na własnym obiekcie wygrywacie spotkania, zdobywacie gole, a na wyjazdach nie idzie w ogóle.

- Na wyjazdach jest tragedia. Bilans bramkowy mam 0:10, do tego brak punktów. Patrząc jednak na nasze poczynania na boisku, to nie jest aż tak źle. Nie przyznaje się jednak żadnych oczek za grę. Punkty zdobywa się wtedy, kiedy zdobywa się więcej bramek lub tyle samo co rywal. My natomiast ich w ogóle nie strzelamy. Nie ma się czemu dziwić, że mamy zerowy dorobek na wyjazdach. Jeśli tego nie poprawimy, to nie mamy co liczyć na więcej, niż walka o środek tabeli. Teraz musimy się już zacząć oglądać za plecy, a mieliśmy sobie spokojnie grać i patrzeć na górę. Niestety, ale same dobre mecze u siebie nie pozwolą nam na spokojny ligowy byt.

Liczyliście, że w Stalowej Woli uda wam się przełamać? W końcu Stal to outsider rozgrywek, drużyna, która przegrywała praktycznie z każdym.

- Stalówka w końcu kiedyś musiała się odblokować. Z tego co się dowiadywaliśmy, to grali o posadę trenera. Zresztą było to widać, jak to wszystko przeżywał szkoleniowiec gospodarzy. Na pewno zawodnicy pokazali, że zależy im na tym, aby dalej prowadził zespół ze Stalowej Woli. Spodziewaliśmy się tego, że Stal będzie walczyć, biegać, grać na pograniczu faulu. Uważam, że gdybyśmy grali konsekwentnie podaniami, a nie wprowadzali chaos we własne poczynania, to zapewne przynajmniej byśmy zremisowali. Niestety, ale w drugiej połowie przez 15 minut stanęliśmy i przestaliśmy grać swojej piłki. Stal to wykorzystała, zdobyła gole i było po meczu.

Zabrakło wam chyba takiego żądła w ataku, ponieważ ani Piotr Bania, ani Arkadiusz Aleksander nie byli w stanie zaskoczyć dobrze spisującego się golkipera Stali.

- Trzeba sobie powiedzieć, że bramkarz Stalówki był silnym punktem swojego zespołu i zachował czyste konto. Kilka razy pomógł im w trudnych sytuacjach. Nie możemy jednak zwalać całej winy na Piotrka czy Arka. Gramy razem i razem wygrywamy czy też przegrywamy. Za ofensywę jak i za defensywę jest odpowiedzialna cała drużyna. Nie zachowaliśmy proporcji między obroną a atakiem. Zagraliśmy także źle taktycznie. Gospodarze umieli wykorzystać luki w naszych szeregach. Wszystkie akcje Stali wynikały tylko i wyłącznie z naszych błędów.

Sandecja dysponuje bardzo dobrą, środkową formacją. W większość spotkań, to zawodnicy z pomocy zdobywają gole. W środę chyba nieco zagraliście słabiej w środkowej linii.

- Mam do siebie trochę pretensji, bowiem w pierwszej połowie wykonywałem rzut wolny i gdybym trafił w światło bramki, to zapewne padłby gol, gdyż bramkarz Stali nawet się nie ruszył. Ćwiczę ten element gry na treningach, ale w meczu ze Stalówką zawiodłem. Powinienem wykorzystać tą sytuację. Nasza gra opiera się na drugiej linii. Gramy trójką w środku i chyba nie do końca spełniliśmy swoje zadania. Niby stwarzaliśmy sobie sytuację, ale było ich zbyt mało. Powinniśmy takich okazji w meczu mieć więcej. Nie jestem zadowolony ze swojej postawy w tym spotkaniu i sądzę, że większość kolegów z drużyny zapewne podzieli moje zdanie. Przegraliśmy ten pojedynek na własne życzenie.

Sandecja jest beniaminkiem pierwszej ligi. Jest jedną z silniejszych drużyn. Można więc stwierdzić, że dawno nie było tak silnych beniaminków. Jest przecież jeszcze Pogoń Szczecin, która ma aspiracje do awansu. Wydaje się, że tylko MKS Kluczbork odstaje.

- Graliśmy już z MKS Kluczbork i nie wydaje mi się, żeby byli aż tak słabym zespołem. Być może są po prostu niedoświadczeni. W naszej ekipie są zawodnicy, którzy grali już wcześniej na tym poziomie rozgrywek i wiedzą na czym to wszystko polega. Uważam, że mamy ciekawą drużynę. Musimy jednak poprawić grę na wyjazdach, gdyż potem możemy grać coraz bardziej nerwowo i pod presją. Mamy wspaniałych kibiców, którzy oczekują od nas zwycięstw. Wiadomo, że presja będzie coraz większa. Teraz na własnym boisku podejmować będziemy ŁKS Łódź i o zwycięstwo nie będzie łatwo. U siebie potrafimy się motywować, angażować w grę. Na wyjazdach jest jakiś marazm i dopóki tego nie przełamiemy, to wszystko będzie tak dalej wyglądać.

Mówił pan o tym doświadczeniu. Większa część graczy Sandecji jeszcze niedawno grała w Kmicie Zabierzów w pierwszej lidze.

- Wiadomo, że w Krakowie jest Wisła i Cracovia. Te kluby mają swoich zawodników i ciężko się jest tam dostać. Kmita Zabierzów musiała wycofać się z rozgrywek z przyczyn finansowych. Dlatego musieliśmy szukać sobie zespołów, które zapewnią nam byt. W Nowym Sączu powstała ciekawa drużyna, która chciała walczyć o awans. Przenieśliśmy się tam i dlatego na pewno łatwiejsza była aklimatyzacja.

Jako junior może się pan pochwalić dużymi sukcesami. Większość z pana kolegów z kadry gra w ekstraklasie. Panu jeszcze się to nie udało. Nie żałuje pan, że tak to się potoczyło i gra pan w pierwszej lidzie?

- Na pewno żałuję. Uważam, że moja przygoda z piłką mogła się nieco inaczej potoczyć. Nie ukrywam, że moim marzeniem było grać w ekstraklasie. Tak się to wszystko potoczyło, że jestem tutaj gdzie jestem. Nie mogę ciągle patrzeć w przeszłość, rozpamiętywać, gdyż nie skupiłbym się na tym co teraz robię i grałbym w coraz to niższych ligach. A tak zamknąłem ten temat i gram w pierwszej lidze. Zrobię wszystko co będę mógł, aby w przyszłości zagrać może w ekstraklasie. Teraz jednak skupiam się tylko na Sandecji, aby spokojnie zaaklimatyzowała się w pierwsze lidze. W przyszłym roku będzie stulecie klubu i chcielibyśmy, aby rocznicę uświetnić dobrym miejscem zespołu w tabeli. Może za jakiś czas ambicje będą większe. Gramy też dla kibiców, którzy są wspaniali. Na naszych meczach jest ich 4000-5000. Warto dla nich grać.

A jaki jest cel klubu na ten sezon?

- Spokojna gra w środku tabeli czyli miejsca między 8 a 12. Wiadomo, że każdy by chciał być jak najwyżej w tabeli. Musimy się skupić na sytuacjach, które sobie stwarzamy i grać jeszcze bardziej odpowiedzialnie w obronie. Aby być wyżej w tabeli musimy poprawić grę na wyjazdach, bo bez tego nie osiągniemy za wiele.

Źródło artykułu: