Pojedynek bez historii - relacja z meczu Śląsk Wrocław - Legia Warszawa

Mała ilość sytuacji strzeleckich, dużo niedokładności, sporo walki - te czynniki najdobitniej charakteryzują starcie pomiędzy Śląskiem Wrocław a Legią Warszawa. Kibice zgromadzeni na stadionie przy ulicy Oporowskiej we Wrocławiu oczekiwali wspaniałego piłkarskiego widowiska. Na pewno się rozczarowali. Niemoc strzelecka Legionistów trwa w dalszym ciągu.

Bezbarwna pierwsza połowa

Początek meczu nie należał do najciekawszych. Jak się później okazało niestety wyglądał tak cały pojedynek. Od pierwszych minut obydwie drużyny badały swoje możliwości. Większą ochotę do gry przejawiali goście, ale nie potrafili oni zagrozić bramce rywala. W 8. minucie po rzucie rożnym minimalnie nad bramką uderzył Piotr Celeban. To by było na tyle. Wrocławianie dużo strzelali, ale panu Bogu w okno. Żadne z tych uderzeń nie mogło zagrozić bramce Jana Muchy.

Legioniści swoją okazję mieli w 12. minucie. Wtedy to Marcin Mięciel pobiegł z piłką z stronę bramki Wojciecha Kaczmarka. Dogonił go jednak Celeban i wyekspediował futbolówkę na rzut rożny. Aktywni w tym fragmencie meczu byli zwłaszcza wspominany wcześniej Celeban oraz Dickson Choto z Legii. Obydwaj piłkarze w całym meczu byli najlepszymi zawodnikami swoich drużyn.

Dużo niedokładności, brak celnych strzałów - tak najdokładniej można określić to, co się działo na murawie stadionu we Wrocławiu. - Pierwsza połowa była dosyć bezbarwna - podsumował na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec drużyny ze stolicy kraju - Jan Urban.

Tuż przed przerwą serca mocniej zabiły wrocławskim fanom. Wtedy to na uderzenie z blisko 35 metrów zdecydował się Krzysztof Ulatowski. Piękny strzał fenomenalnie obronił Mucha.

Powrót Chinyamy

Od początku drugiej połowy na boisku zameldował się ten, na którego wszyscy fani Legii czekali. Chodzi o Takesure Chinyamę, króla strzelców z ubiegłego sezonu. Trzeba obiektywnie przyznać, że rozruszał on grę w ataku Legionistów, ale na nic to się zdało. - Mieliśmy dużo strat, nie potrafiliśmy utrzymać się długo przy piłce. Przede wszystkim stworzyliśmy mało okazji. Jak nie mamy sytuacji, nie będziemy strzelać na bramkę, to meczu na pewno nie wygramy - dobitnie podsumował Maciej Rybus, jeden z nielicznych zawodników, który chciał coś zdziałać pod bramką Kaczmarka.

W drugiej części Legioniści byli już groźniejsi. Najpierw minimalnie nad poprzeczką główkował Inaki Astiz, później, również głową, uderzał Giza. Bramki jednak nie padały. Wrocławianie, tak jak w pierwszej połowie strzelali z dystansu. Na nic to się zdało. - Brakowało nam może jeszcze człowieka w tym polu karnym, który zgrałby na piąty - jedenasty metr. Nie mówmy w ten sposób, że graliśmy słabo i nie stwarzaliśmy okazji, bo to jest nieprawda - stwierdził Antoni Łukasiewicz.

W 70. minucie Legioniści wyprowadzili bardzo ładną kontrę. W dobrej okazji znalazł się Rybus, którym próbował strzelać po długim rogu - chybił minimalnie.

Bez bramek, bez historii

Cenne minuty mijały, a we Wrocławiu gole nie padały. I do ostatniego gwizdka już nie padły. Spotkanie pomiędzy Śląskiem a Legią na pewno rozczarowało, a kibice zapewne szybko o nim zapomną. Oczekiwano znacznie większej ilości sytuacji bramkowych. Legioniści razili nieskutecznością. - W dalszym ciągu mamy problemy ze strzelaniem bramek i nad tym musimy pracować. To nie jest łatwa sprawa - stwierdził Urban. - Nie strzeliliśmy bramki - tak to jest w sporcie, ale też nie straciliśmy. Myślę, że są pozytywy z tego meczu - podsumował grę Śląska Łukasiewicz.

Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 0:0

Składy:

Śląsk: Kaczmarek - Wołczek, Celeban, Spahić, Pawelec - Marek Gancarczyk, Łukasiewicz, Ulatowski, Dudek, Janusz Gancarczyk (71' Mila) - Szewczuk.

Legia: Mucha - Szala, Astiz, Choto, Kiełbowicz - Giza, Iwański, Radović, Rybus - Borysiuk (90' Smoliński), Mięciel (46' Chinyama).

Żółte kartki: Marek Gancarczyk (Śląsk).

Sędzia: Mirosław Górecki (Katowice).

Widzów: 8000.

Najlepszy piłkarz Śląska: Piotr Celeban.

Najlepszy piłkarz Legii: Dickson Choto.

Piłkarz meczu: -

Źródło artykułu: