Kontrowersyjna decyzja UEFA. Namieszali w sprawie Ukrainy

Getty Images / Kontrowersyjna decyzja UEFA. Namieszali w sprawie Ukrainy
Getty Images / Kontrowersyjna decyzja UEFA. Namieszali w sprawie Ukrainy

Podczas Euro zakazano Ukrainie grać w koszulkach, na których był kontur kraju z Krymem i hasło "Chwała Ukrainie". - W konflikcie Rosji z Ukrainą UEFA pozornie chciała dobrze, ale narobiła sporo szkód - ocenia Michał Banasiak z Instytutu Nowej Europy.

Rosyjscy i ukraińscy sportowcy wciąż spotykają się na zawodach. W ostatnich miesiącach takich okazji było kilka. Czasem oglądaliśmy gesty przyjaźni, ale byli też zawodnicy z Ukrainy, którzy nie chcieli wspólnych zdjęć z rywalami pochodzącymi z kraju agresora, czyli Rosji. Zresztą ukraińscy kibice od lat nie tolerują swoich piłkarzy grających w lidze rosyjskiej. Kilka lat temu konflikt próbowała załagodzić UEFA, ale zamiast tego, dolała oliwy do ognia.

- Trudno tu mówić o neutralności UEFA, która jest sponsorowana przez rosyjski Gazprom - mówi Michał Banasiak, ekspert Instytutu Nowej Europy, specjalizujący się w relacjach sportu i polityki.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Wygląda na to, że sportowcy z Ukrainy i Rosji nie pałają do siebie wrogością. Świat obiegł właśnie obrazek sportowców w serdecznym uścisku. Nie tak dawno sporo obaw było związanych z meczem futsalu między Rosją i Ukrainą i również było raczej przyjaźnie.

Michał Banasiak, Instytut Nowej Europy: Wiadomo, że Rosja i Ukraina nie mogą grać ze sobą w meczach eliminacyjnych, tak jak Azerbejdżan z Armenią, Hiszpania z Gibraltarem czy Kosowo z Serbią. Czasem jednak nie da się takich spotkań uniknąć. Do konfrontacji Rosji z Ukrainą dochodziło już wcześniej. W Sopocie reprezentacje obu krajów spotkały się w czasie siatkarskiego Euro. Zawodnicy podeszli do sprawy profesjonalnie, nie okazywali emocji, ale na przykład już kibice i dziennikarze z Ukrainy podczas grania rosyjskiego hymnu solidarnie odwrócili się od boiska. Sportowcy chcą po prostu grać i wygrywać. W tym futsalowym meczu nie trzeba było ich dodatkowo stymulować konfliktem między krajami, bo przecież był to półfinał mistrzostw Europy.

To podejście sportowców nie zawsze podoba się w ich ojczyznach.

Podczas igrzysk w Tokio po turnieju w skoku wzwyż kobiet Ukrainka i Rosjanka pozowały wspólnie do zdjęcia i w obu krajach nie zostało to przyjęte ze zrozumieniem. Oberwało się zwłaszcza reprezentantce Ukrainy. I prawdopodobnie dlatego podczas igrzysk paraolimpijskich Igor Tswietkow zachował się już inaczej. Ukraiński sprinter zajął drugie miejsce w biegu na 200 metrów. Pierwsze i trzecie zajęli Rosjanie. Tswietkow odmówił wspólnego przyjęcia medali, a przecież nieco wcześniej, w czasie zawodów w Bydgoszczy, nie miał z tym problemu.

Ukraińcy, jako ofiary rosyjskiej agresji, starają się demonstrować mocno swój patriotyzm, na tym tle dochodzi do nieporozumień, jak choćby podczas mistrzostw Europy.

Wtedy na koszulce kadry narodowej pojawił się obrys Ukrainy, oczywiście razem z Krymem, i napis: "Chwała Ukrainie. Chwała Bohaterom". UEFA nakazała usunąć napis wskutek rosyjskiej interwencji.

A jak traktują Ukraińcy piłkarzy, którzy grają w lidze rosyjskiej?

Delikatnie mówiąc: źle. Zwłaszcza krótko po rosyjskiej aneksji Krymu kibice żądali, by nie powoływać tych zawodników do kadry narodowej. Popularne było wypominanie im, że grają za ruble i nie zasługują na grę dla Ukrainy. Zresztą znany był przypadek Jewhena Selezniowa, który nie dostawał powołań do reprezentacji, bo występował w Kubaniu Krasnodar. Gdy wrócił do ligi ukraińskiej, nagle też wrócił do kadry narodowej. Nikt nigdy nie chciał powiedzieć, że powodem była "gra za ruble", a jednak tak się to zbiegło w czasie. Obrońca Jarosław Rakicki w 2018 roku przeszedł do Zenita Sankt Petersburg i również przestał dostawać powołania, a przecież nie było to spowodowane sportowym zjazdem. Zarzucano mu, że przedkłada interes własny ponad interes kadry i kraju. Ostatecznie sam zrezygnował z gry w reprezentacji.

Ale zdarzało się, że działało to w drugą stronę i piłkarze swoim okazywaniem patriotyzmu zyskiwali u kibiców.

Takim bohaterem trybun został Roman Zozulja. Zlicytował medal za grę w finale Ligi Europy w Warszawie w 2015 roku - a pieniądze przekazał ukraińskiej armii.

UEFA porusza się w tym wszystkim trochę jak słoń w składzie porcelany.

Gdy w 2014 roku Rosjanie w celach propagandowych próbowali wciągnąć drużyny z Krymu w swój system ligowy, UEFA długo zastanawiała się, jak z tego wybrnąć. Ostatecznie stworzyła oddzielną ligę - Krymu. Nowa liga okazała się bardzo słaba. Bez sponsorów, bez dobrych piłkarzy. Na szybko dokooptowano do niej drużyny grające do tej pory w rozgrywkach amatorskich. Miało to być wyjście neutralne, ale de facto zyskali Rosjanie, bo mogli mówić: patrzcie, Krym nie jest ukraiński, skoro kluby z tego półwyspu nie mogą grać w lidze ukraińskiej. Dla Ukrainy to było o tyle bolesne, że w wyniku tych politycznych zawirowań upadł zasłużony klub, pierwszy mistrz Ukrainy, Tawrija Symferopol. Rosjanie stworzyli na Krymie klub o tej samej nazwie, a Ukraińcy ratowali się, powołując nową Tawriję w centrum kraju. UEFA pozornie chciała dobrze, ale narobiła sporo szkód. Zresztą trudno mówić o neutralności UEFA.

Dlaczego?

Za sprawą Gazpromu. Rosyjski gigant to jeden z głównych sponsorów Ligi Mistrzów, Euro czy Ligi Narodów. Jego reklama pojawia się niewinnie obok Coca-Coli czy Laysów. Ludzie, którzy nie znają kontekstu, widzą tę firmę jako coś pozytywnego, a nie jako narzędzie rosyjskiej polityki.

Tawrija to nie jest jedyny zespół, który ucierpiał.

Szachtar Donieck od lat występuje poza miastem. Ostatni raz na Donbas Arenie zagrał 8 lat temu. Potem występował we Lwowie, w Charkowie, a teraz gra w Kijowie. Jego właściciel początkowo był nawet oskarżany o sympatyzowanie z separatystami, ale klub różnymi marketingowymi zagraniami, jak filmiki w internecie, czy wzór ukraińskiej flagi na koszulkach, odcinał się od takich insynuacji. W tym czasie obrywało się też wspomnianemu już Rakickiemu, bo gdy grał w reprezentacji, nie śpiewał hymnu. Na wygnaniu grają też m.in. drugi klub z Doniecka - Olimpik i Zoria Ługańsk. Grało też Dnipro, ale ten klub stał się ofiarą pogarszającej się pozycji swojego właściciela, Igora Kołomojskiego. Jak to bywa wśród oligarchów: zmieniła się sytuacja polityczna, stracił wpływy i jego imperium zaczęło topnieć. Klub, w którym grał m.in. Jewhen Konoplianka, od kilku dni zawodnik Cracovii, staczał się, aż przestał istnieć. ​Z inicjatywy m.in. Romana Zozulji w Dniepropietrowsku powstał nowy klub, który szybko wrócił do ukraińskiej Premier Lihi.

​Czasem sport obrywa przy okazji tak jak kluby, które musiały udać się na przymusową emigrację wewnętrzną. Ale bywa, że jest wykorzystywany intencjonalnie, jak w przypadku krymskich klubów czy ukraińskich koszulek. Dlaczego politycy biorą się za sport?

​O naszych sympatiach wobec różnych państw decydują emocje i skojarzenia. A sport takie wywołuje. Jeśli będziemy kibicować klubowi z danego kraju, rosną szanse na to, że pobłażliwiej spojrzymy na politykę tego państwa. Z perspektywy Polski i jej historii z Ukrainą i Rosją nie da się patrzeć na te kraje przez pryzmat gry Szachtara albo Spartaka. Ale ktoś z drugiego końca Europy albo świata, kto nie zna politycznych zawiłości naszego regionu, włącza telewizję, widzi Gazprom na bandach, fajną grę Zenita i myśli sobie: "Ta Rosja nie może być taka zła".

Źródło artykułu: