Historyczny wyczyn Roberta Lewandowskiego. Zasłużył na tę nagrodę [OPINIA]

Getty Images / Alex Gottschalk/DeFodi Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Alex Gottschalk/DeFodi Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Zdobyć nagrodę dla najlepszego piłkarza świata mogą tylko najlepsi. Zdobyć ją dwukrotnie, mogą tylko najlepsi z najlepszych. Robert Lewandowski przechodzi do historii polskiego i światowego futbolu.

W tym artykule dowiesz się o:

Po raz drugi z rzędu Robert Lewandowski został uznany najlepszym piłkarzem świata w plebiscycie FIFA. To wydarzenie bezprecedensowe w historii polskiego futbolu. I wielkie w historii światowego.

Po porażce w plebiscycie "France Football" (Złota Piłka) Lewandowski potrzebował tej wygranej. I jest to wygrana, która smakuje wyjątkowo. Trzeba pamiętać, że jeszcze jakiś czas byliśmy przekonani, że żyjemy w czasach dominacji tylko wielkiej dwójki Leo Messi - Cristiano Ronaldo. Wielu zawodników miało zastąpić tę dwójkę, powalczyć z nią. W pierwszej kolejności był wymieniany Neymar, był Kylian Mbappe i kilku innych młodszych zawodników. Ale Lewandowski? Niekoniecznie. Wydawało się, że w latach 2015-16 osiągnął maksymalny pułap swoich możliwości.

A był to naprawdę porządny pułap. Wiedzieliśmy wtedy, że "Lewy" jest naprawdę wysoko w hierarchii, że jest na poziomie tych najlepszych, ale przegrywa z powodów medialnych. Wiedzieliśmy, że Bundesliga nie pomaga mu zdobywać trofeów. Jest jakaś taka mało "sexy". No i co tu dużo mówić, siermiężna reprezentacja Polski też nie wspomaga go w dążeniu do bycia najlepszym napastnikiem... przepraszam, oczywiście najlepszym piłkarzem świata.

ZOBACZ WIDEO: Co oni zrobili?! Takiego rzutu wolnego jeszcze nie było

Oczywiście można dyskutować, czy Lewandowski w omawianym okresie (październik 2020 - sierpień 2021) był lepszy od Messiego, Argentyńczyk wyprzedził nieznacznie Roberta w plebiscycie organizowanym przez magazyn France Football, ponieważ wygrał Copa America 2021, a Lewandowski z naszą kadrą podczas Euro 2020 zdziałał niewiele. Choć dwoił się i troił. Polak dokonał jednak wyczynu, który - mam wrażenie - umknął wielu jurorom głosującym w plebiscycie "Złota Piłka". Pobicie 49-letniego rekordu Bundesligi należącego do Gerda Muellera to wydarzenie epokowe.

Z kolei runda jesienna w wykonaniu Argentyńczyka była mocno przeciętna. Nikt nie zaryzykuje powiedzenia, że się skończył, ale jedna bramka w 11 meczach ligowych? No cóż, powiedzmy, że z Olimpu zszedł na Ziemię. Teoretycznie jurorzy nie brali rundy jesiennej pod uwagę. Ale to tylko teoria. Nie oszukujmy się, Mohamed Salah bez rundy jesiennej nie byłby w trójce plebiscytu.

Tymczasem Lewandowski pozostaje na piłkarskim Olimpie, strzela bramki jak maszyna, decyduje o zwycięstwach Bayernu Monachium. I nawet w naszej kadrze prezentował się doskonale. 11 goli i 3 asysty w 12 meczach to świetny wynik.

To, co jest niesamowite, to że Lewandowski utrzymał się na szczycie drugi rok z rzędu. Jeśli za kilka lat będziemy myśleli o najlepszym piłkarzu w historii Europy Wschodniej, Lewandowski na pewno będzie jednym z najważniejszych kandydatów do takiego tytułu.

Wybaczcie więc tę być może nadmierną ekscytację, ale dla naszego pokolenia 40-latków, wychowanych na klęskach polskiej reprezentacji, wydarzenie jest podwójnie ważne.

ZOBACZ inne teksty autora

Źródło artykułu: