Niech kibic Legii nie myśli, że pomógł (Opinia)

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: kibice Legii Warszawa podczas meczu grupy mistrzowskiej piłkarskiej Ekstraklasy z Cracovią
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: kibice Legii Warszawa podczas meczu grupy mistrzowskiej piłkarskiej Ekstraklasy z Cracovią

Legia sięgnęła dna i w końcu się od niego odbiła. Wysoka wygrana z Zagłębiem Lubin (4:0) przełamała niemoc zespołu trwającą kilka miesięcy. Oby tylko kibice nie pomyśleli, że to ich zasługa.

W tym artykule dowiesz się o:

Legia Warszawa nie wyglądała w środę na zespół pogrążony w głębokim kryzysie, obdarty z piłkarskiej godności. Nie wyglądała jak drużyna szorująca o dno ligowej tabeli, która przegrała dwanaście meczów w ekstraklasie. A jej piłkarze nie sprawiali wrażenia, jakby kilkadziesiąt godzin wcześniej zostali napadnięci przez własnych kibiców, którzy im grozili, zwyzywali ich, a na kilku wyżyli się fizycznie.

Jednym z zawodników, który miał ucierpieć w niedzielę wieczorem, po powrocie zespołu z wyjazdowego meczu z Wisłą Płock (0:1), był Rafael Lopes. Portugalczyk zdecydował się zagrać w środę (poturbowani Mahir Emreli oraz Luquinhas byli poza kadrą) i strzelił z Zagłębiem Lubin dwa gole. To głównie dzięki niemu drużyna złapała "luz".

Z graczy mistrza Polski w końcu spadła ogromna presja. Gdy tak się stało, nagle zobaczyliśmy drużynę, która nie boi się ryzykować i nie zatrzymuje się w ofensywie. Fakt, że Zagłębie prezentowało się bardzo słabo, ale w Legii nastąpił przełom. Czterech goli w jednym spotkaniu klub ze stolicy nie strzelili od kwietnia tego roku (wygrana z Pogonią 4:2). Piłkarzom z Warszawy nawet kilka razy dopisało szczęście, gdy piłka aż trzy razy trafiła w słupek bramki Artura Boruca. Do tej pory za Legią ciągnął się jeden wielki pech.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: Przepiękny gest kibiców. To robi wrażenie!

Nowy-stary trener Aleksandar Vuković nie mógł zrobić wiele w ciągu półtora dnia od rozpoczęcia pracy z zespołem, ale powtórną przygodę z Legią zaczął rewelacyjnie. Na starcie ma ogromny kapitał do wykorzystania: efektowną oraz wysoką wygraną i przede wszystkim fakt, że zespół po niemal trzech miesiącach marazmu się odkuł.

A to wcale nie było takie oczywiste. Na stadion przy Łazienkowskiej sporo było pustych miejsc. Dodatkowo kibice przez pierwszą połowę meczu nie prowadzili dopingu, tylko obserwowali spotkanie. W drugiej części trybuny ożyły, jednak w większości fani gospodarzy ubliżali prezesowi Dariuszowi Mioduskiemu oraz dyrektorowi sportowemu Radosławowi Kucharskiemu. W najtrudniejszym momencie odwrócili się od drużyny plecami, co też mogło spotęgować beznadziejną sytuację.

"Legia to my" - skandowała trybuna z zagorzałymi kibicami mistrza Polski. Oby tylko ludzie, którzy napadli w niedzielę na autokar z drużyną, nie podchodzili do tego w ten sam sposób. Bo to nie ich zasługa. Niech kibic Legii nie myśli, że pomógł.

Kierownik Legii o kulisach starcia z kibicami

"Żyleta" traci cierpliwość. Czegoś takiego na Legii dawno nie było

Źródło artykułu: