To coś więcej niż mecz. Rywalizacja trwająca blisko 100 lat, niechęć do przeciwnika przekazywana z pokolenia na pokolenie, ciągłe poczucie niesprawiedliwości i legendarni piłkarze, którzy łączą historię tych klubów. Do tego grona bez wątpienia możemy zaliczyć Zbigniewa Bońka.
Starcia Romy z Juventusem zawsze będą wyjątkowe, niezależnie od miejsc obu drużyn w tabeli Serie A. Tak też będzie w niedzielny wieczór (20.45), gdy Juve zagra z Romą w hicie 8. kolejki Serie A. Czy na trybunach Allianz Stadium w Turynie zasiądzie były prezes PZPN? Jeśli tak, to nie będzie mógł liczyć na zbyt gorące powitanie kibiców.
Wielkie sukcesy i niesłabnące uznanie
To może być niezrozumiałe. Boniek grał dla Juventusu trzy lata (1982-1985) i był jedną z gwiazd drużyny, która w tym czasie należała do najlepszych w Europie. Z Bońkiem na boisku Stara Dama wygrywała nie tylko mistrzostwo Włoch, ale sięgnęła po Puchar Zdobywców Pucharów (sezon 1983/84), Superpuchar Europy (1984 rok) oraz Puchar Mistrzów (sezon 1984/85).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinami
Na dodatek to właśnie w najważniejszych meczach gwiazda Bońka błyszczała najmocniej. Albo strzelał gole, albo miał wielki wpływ na końcowy wynik, jak w pamiętnym starciu na Heysel w 1985 roku, gdy to po faulu na nim sędzia podyktował rzut karny wykorzystany przez Michela Platiniego.
Właśnie dzięki temu legendarny właściciel Juve Gianni Agnelli nadał Polakowi przydomek "bello di notte", czyli piękność nocy. To dzięki temu, że najlepiej grał w decydujących momentach, finałach, spotkaniach rozgrywanych przy światłach reflektorów.
I przez wiele lat Boniek cieszył się w Turynie wielkim szacunkiem. Nie zmienił tego fakt, że odszedł do Romy - w latach 80. największego wroga Starej Damy. Grał tam do 1988 roku i choć nie osiągnął takich sukcesów jak w Turynie, ten czas wspominał najlepiej.
Nie brak opinii, że do Rzymu jego styl po prostu bardziej pasował. Ze swoim krnąbrnym charakterem i rozczochraną fryzurą odstawał od ceniącego przede wszystkim porządek Turynu. Dla wielu ekspertów i dziennikarzy jego transfer i pozostanie w stolicy Włoch było wręcz naturalne.
Wszystko zmieniła jednak afera, która pozostaje czarną kartą historii calcio.
Odebranie gwiazdy
W pamięci włoskich kibiców rok 2006 to przede wszystkim mistrzostwo świata zdobyte przez kadrę Marcelo Lippiego. Ale nie tylko. Wspaniały sukces Italii na niemieckich boiskach był o tyle zaskakujący, że kilka tygodni przed turniejem w kraju wybuchła wielka korupcyjna afera Calciopoli.
W skandal dotyczący ustawiania meczów i zażywania środków dopingujących najmocniej zamieszany był Juventus. I gdy afera wyszła na jaw, Boniek nie przebierał w słowach. Był wtedy stałym ekspertem stacji RAI Uno w najbardziej popularnym programie piłkarskim we Włoszech, "Domenica Sportiva", i nie miał problemów z ostrą krytyką działań Luciano Moggiego i Juventusu.
Wtedy czara goryczy się przelała, a dla ultrasów Juve Boniek stał się persona non grata. Cztery lata później stało się to faktem - bo choć Polak, jako zasłużony dla klubu piłkarz, otrzymał na nowym stadionie Juventusu swoją gwiazdę w galerii sław, po proteście kibiców miejsce zostało mu odebrane. A swoją gwiazdę zyskał dzięki temu Edgar Davids.
- Rzucam wyzwanie każdemu, by znalazł moją wypowiedź, w której atakuję Juventus. Andrea Agnelli był młody i chciał się zaprzyjaźnić z kibicami, chociaż wielu z nich darzy mnie szacunkiem. Odebrali mi gwiazdę, by - z całym szacunkiem - dać ją Davidsowi, który przez pół roku był zawieszony za doping - mówił wtedy zniesmaczony prezes PZPN.
"Zdradził nas"
Decyzja Juventusu wobec Bońka była kontrowersyjna, jednak według włoskich dziennikarzy klub nie mógł sobie wtedy pozwolić na zaognianie relacji z ultrasami.
- Trzeba pamiętać, że w tym samym czasie, gdy Juve podejmowało tę decyzję, klub był w trakcie odbudowy sportowej, a także zdobywania na nowo swojej tożsamości i rozumiem, że nie chciał wchodzić w wojny z najbardziej wpływową grupą swoich kibiców. To jednak dziwna historia - mówił nam kilka lat temu Nicola Balice z serwisu calciomercato.com.
- W czasie afery Calciopoli kibice czuli, że każdy, kto ich krytykuje, atakuje klub. Dla fanów jego komentarze były niewybaczalne - dodawał Adam Digby, dziennikarz zajmujący się Serie A, autor znakomitej książki "Juventus. Historia w czarno-białych barwach". - Boniek to absolutna legenda klubu. Ze względu na swój wkład w sukcesy Juve bez wątpienia zasłużył na szacunek. Władze nie miały jednak dużego wyboru po proteście kibiców.
Mimo upływu lat wielu fanów Juve nie zmienia zdania o legendzie polskiej piłki. Wśród nich panuje przekonanie, że Boniek po prostu ich nie lubi, a jego komentarze nt. ich klubu nazywają zdradą. Także te z końcówki ubiegłego sezonu, w którym Stara Dama walczyła o scudetto z Interem.
- Będę kibicował Interowi - wypalił wówczas Boniek, znów narażając się na obelgi, a jego odważne i bezkompromisowe słowa zaskoczyły nawet włoskich dziennikarzy. Czy jednak można tu mówić o zdradzie?
Z pewnością od lat to Roma jest bliższa jego sercu niż Juventus. Mieszka w Rzymie, regularnie bywa na Stadio Olimpico i komentuje sytuację klubu we włoskich mediach. Gdy wiosną tego roku w "Corriere dello Sport" pojawiły się plotki o objęciu przez Bońka posady dyrektora technicznego Giallorossich (WIĘCEJ TUTAJ), nie wywołały wielkiego poruszenia. Ot, nic zaskakującego.
Niedzielne spotkanie na Allianz Stadium Boniek wciąż jednak będzie oglądał tylko z perspektywy kibica. Na pytanie, której drużynie będzie kibicował, w Turynie odpowiedź mają tylko jedną.