O pierwszym meczu z Florą piłkarze Legii chcieli jak najszybciej zapomnieć. Mistrzowie Polski wygrali ostatecznie 2:1, ale bardzo męczyli się z Estończykami, którzy przy Łazienkowskiej zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Warszawianie zwycięskiego gola strzelili w 91. minucie spotkania.
Przed rewanżem zawodnicy Czesława Michniewicza zapowiadali, że błędu ze środy już nie popełnią. Z tyłu głowy legioniści na pewno mieli zakodowane, że rywale wystarczy że zdobędą jednego gola, a to będzie wówczas oznaczało konieczność dogrywki. W upale na pewno nie byłaby wskazana dodatkowa gra.
Warszawski zespół prezentował się lepiej niż w pierwszej potyczce. Mistrzowie Estonii próbowali zaskoczyć Legię tym samym co przy Łazienkowskiej. Wysoki pressing czy szybkie wyjścia miały być receptą na sukces. Jednak tak dobrze jak w środę Flora nie była dysponowana.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie miało prawa udać. A jednak! Kapitalna "solówka" piłkarki
W pierwszych minutach więcej z gry mieli gospodarze, później jednak wszystko się zmieniło. W premierowej odsłonie legioniści z każdą kolejną minutą mieli więcej z gry. Problemem był jednak fakt, że warszawianie nie byli w stanie zdobyć gola. Gospodarze najlepszą okazję mieli w 25. minucie Do uderzenia już składał się Rauno Sappinen, jednak zablokował go Mateusz Wieteska.
Im bliżej było końca 1. połowy, tym akcje Legii były groźniejsze. W 33. minucie szansę miał Mahir Emreli, ale nieznacznie się pomylił. Pięć minut później główkował niecelnie Josip Juranović. Z kolei dwie minuty przed przerwą w dobrej sytuacji w bramkę nie trafił Rafael Lopes.
Na początku 2. połowy gracze Legii mieli spotkanie pod kontrolą. Jednak w swoje akcje nie angażowali zbyt wielu graczy. Na boisku było sporo bałaganu. Zawodnicy Flory kilka razy wyszli z kontrą, ale brakowało miejscowym dokładnego, ostatniego podania. Brakowało przede wszystkim celnych strzałów. Taki oddał w 53. minucie Martin Miller, ale przymierzył dokładnie tam, gdzie stał Artur Boruc.
Po kwadransie mistrzowie Polski oddali inicjatywę rywalom. Było to bardzo ryzykowne. W 66. minucie piłka znalazła się w bramce Legii po strzale z bliska Sergeia Zenjova. Sędzia trafienia nie uznał, dopatrując się zagrania ręką jednego z graczy Flory. Trzeba przyznać, że w tej sytuacji warszawski zespół miał sporo szczęścia.
Nie minęła minuta, a to Legia zadała cios. Do dośrodkowania Juranovicia doszedł Rafael Lopes i z czterech metrów wbił piłkę do siatki. Jak się okazało, to był cios na miarę spokoju w końcówce.
Flora po anulowanym trafieniu i stracie gola długo nie była w stanie się podnieść. Legia jednak nie kwapiła się do ataku i nie chciała pozbawiać rywala złudzeń. Estończycy do doprowadzenia do dogrywki potrzebowali dwóch trafień. W końcówce gospodarze atakowali, ale nie byli w stanie zagrozić Borucowi. W doliczonym czasie to goście mogli podwyższyć wynik, ale Luquinhas mocnym strzałem z ostrego kąta trafił w poprzeczkę.
Eliminując mistrzów Estonii, zawodnicy Legii wciąż są w grze o fazę grupową Ligi Mistrzów, ale mają już pewność walki w Lidze Konferencji.
W III rundzie kwalifikacji do LM rywalem mistrzów Polski będzie Dinamo Zagrzeb. Pierwsze spotkanie Legia rozegra na boisku rywala.
Mecze tej rundy eliminacji LM zaplanowane są na 3-4 i 10-11 sierpnia.
Flora Tallinn - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
0:1 - Rafael Lopes 67'
Składy:
Flora Tallin: Matvei Igonen - Michael Lilander, Henrik Purg, Marten Kuusk, Marco Lukka (74' Ken Kallaste) - Markus Poom, Konstantin Wassiljew, Martin Miller - Siergiej Zenjow (80' Markus Soomets), Rauno Sappinen, Henrik Ojamaa (75' Sten Reinkort).
Legia Warszawa: Artur Boruc - Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia - Josip Juranović, Andre Martins, Filip Mladenović - Rafael Lopes (83' Bartosz Slisz), Luquinhas - Josue Pesqueira, Mahir Emreli (71' Tomas Pekhart).
Żółte kartki: Zenjow, Lukka (Flora) oraz Josue, Jędrzejczyk, Pekhart (Legia).
Sędzia: Anastasios Papapetrou (Grecja).
W pierwszym meczu: 2:1 dla Legii.
Awans: Legia Warszawa.
Czytaj także:
To mogą być nowe gwiazdy polskiej ligi. Efektowne debiuty w 1. kolejce
Ukrainiec mógł zastąpić Bartosza Kapustkę. Są nowe informacje