GKS Tychy był uznawany za faworyta tego barażowego finału. W ciągu ostatniego 1,5 miesiąca przegrał tylko jedno spotkanie. W klubie pragną powrotu na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce po 24 latach (wtedy jako Sokół Tychy, który wycofał się w trakcie sezonu). Z kolei Górnik Łęczna był najniżej notowanym zespołem do baraży o PKO Ekstraklasę, do której mógłby wrócić po czterech latach.
O krok bliżej powrotu już od 3. minuty byli tyszanie, którzy wtedy przeprowadzili pierwszą groźną i zarazem skuteczną akcję. Jakub Piątek popędził kilkadziesiąt metrów, wypuścił z prawej strony swojego brata, Kacpra Piątka, który płaskim strzałem na dalszy róg nie dał szans Maciejowi Gostomskiemu na interwencję.
Cały plan Łęcznej na ten łeb posypał się zatem bardzo szybko. Zielono-Czarni musieli się otworzyć, grać bardziej ofensywnie. Często piłki były kierowane na duet napastników - Bartosza Śpiączkę i Przemysława Banaszaka. Pierwszy z nich zagrażał strzałami głową, ale były one minimalnie niecelnie. Drugi raz trafił z kilku metrów w Konrada Jałochę, który instynktownie odbił tę próbę.
ZOBACZ WIDEO: Paulo Sousa potrzebuje więcej czasu. "Nawałka i Beenhakker też zaczynali dramatycznie"
Tyszanie mogli prowadzić nawet 2:0 w pierwszej połowie, ale nie uznano bramki Sebastiana Stebleckiego. Sędziowie uznali, że spalił akcję, wybiegając do sytuacji sam na sam. Gospodarze szukali też szczęścia z dystansu, ale częściej posyłali piłkę na trybuny.
W drugiej części gra była wolniejsza, ale też bardziej chaotyczna. W środku pola toczyło się sporo walki fizycznej. Częściej pod bramką rywala byli łęcznianie, ale mieli rozregulowane celowniki i nie zmuszali Jałochy do pracy. GKS Tychy grał za to na utrzymanie skromnego prowadzenia.
Ofensywne zmiany w ekipie gości nie wniosły za wiele dobrego. Piłkarze szybko dostosowali się do bałaganu panującego na murawie. Niemoc udało się przełamać w ostatnich minutach, kiedy Michał Mak sprytnym strzałem doprowadził do remisu. Goście nie mieli ochoty na dogrywkę. Najbliżej drugiego gola był Śpiączka, ale pomylił się nieznacznie.
Dodatkowe 30 minut nie przyniosło rozstrzygnięcia, więc potrzebne były rzuty karne. W nich lepsi okazali się piłkarze Górnika, wygrywając 4:2. Finał baraży o Ekstraklasę w niedzielę. Rywalem łęcznian będzie Arka Gdynia lub ŁKS Łódź.
GKS Tychy - Górnik Łęczna 1:1 (1:0, 1:1, po dogr., r.k. 2:4)
1:0 - Kacper Piątek 3'
1:1 - Michał Mak 87'
GKS Tychy: Konrad Jałocha - Maciej Mańka, Nemanja Nedić, Kamil Szymura, Bartosz Szeliga (91' Dominik Połap) - Jakub Piątek (65' Oskar Paprzycki), Wiktor Żytek - Kacper Piątek (64' Kamil Kargulewicz), Sebastian Steblecki (75' Łukasz Norkowski), Bartosz Biel (91' Łukasz Moneta) - Szymon Lewicki.
Górnik Łęczna: Maciej Gostomski - Leandro, Tomasz Midzierski, Paweł Baranowski, Bartłomiej Kukułowicz (83' Gabriel Matej) - Sergiej Krykun (73' Aleksander Jagiełło), Bartłomiej Kalinkowski (59' Tomasz Tymosiak), Adrian Cierpka (83' Karol Struski), Michał Mak - Bartosz Śpiączka, Przemysław Banaszak (73' Paweł Wojciechowski).
Żółte kartki: Mak, Tymosiak (Górnik Łęczna).
Sędzia: Daniel Stefański.
Czytaj też:
Słowak ujawnia, jak przechytrzył Polaków
Duda odznaczył Błaszczykowskiego