Dariusz Tuzimek: Trener, czyli ktoś do wyrzucenia za burtę [OPINIA]

WP SportoweFakty / Michał Dominik / Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński
WP SportoweFakty / Michał Dominik / Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński

Zwróciliście uwagę na to, że gdy się w drużynie coś psuje, to pierwszym winnym - i najczęściej ostatnim - jest trener? Jego zwolnić najłatwiej. Bo drużyna nie funkcjonuje, bo jest nieprzygotowana, bo trener stracił szatnię, bo nie ma chemii.

Zwalnia się szkoleniowca i jest po problemie. No właśnie... Czy aby na pewno?

Leszek Ojrzyński wydawał się idealnym kandydatem do próby uratowania Ekstraklasy dla Mielca. To taki "patron spraw beznadziejnych", który potrafi zmotywować, nakręcić drużynę i wycisnąć ze słabszego potencjału ile się tylko da.

Przejął Stal w listopadzie, a już w drugiej połowie grudnia wygrał przy Łazienkowskiej z Legią 3:2. Nikt wtedy nawet by nie pomyślał, że w Mielcu nie pozwolą mu dokończyć sezonu. Mimo że misja utrzymania drużyny w lidze nadal była realna. Ojrzyński, tak jak wielu innych trenerów, też nie dostał szansy, żeby wyprowadzić swój zespół z kryzysu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"

To, co zdarzyło się w Mielcu, jest niestety charakterystyczne dla polskiego futbolu, bo pozycja trenerów mocno podupadła. Dawniej szkoleniowiec prowadzący zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej to było panisko! To był ktoś, kto ma decydujące zdanie we wszystkich kwestiach sportowych w klubie. Oczywiście również transferowych. W ostatnich latach status trenerów słabnie. Stali się czymś w rodzaju części w mechanizmie, którą się po prostu wymienia, bo się zużywa w eksploatacji. Oczywiście, tak samo się dzieje także za granicą, ale polskich trenerów nie chronią wysokie oprawy.

I nie mówię tutaj o gigantycznych 30 milionach funtów, jakie zainkasował Jose Mourinho za przedwczesne zakończenie współpracy z Tottenhamem, ale o takich odszkodowaniach, które by polski klub bolały, jeśli zwalniałby trenera. To zmuszałoby do rozsądnego zatrudniania szkoleniowców i do szanowania ich pracy. Nakazywałoby weryfikację po jakimś dłuższym okresie. Dziś jest tak, że - w przypadku problemów - nikt nie chce tonąć razem z trenerem. Przecież łatwiej jego wyrzucić za burtę.

W wielu klubach wygląda to tak, jakby trenerów się losowało albo wyciągało niczym króliki z kapelusza. Zawsze dziwiło mnie, że klub jest w stanie wydać krocie na transfery piłkarzy, ich pensje, prowizje menedżerów, a trenera załatwia jakby robił zakupy w warzywniaku: wezmę tego albo tamtego. Jakby to nie miało znaczenia, komu się powierza tak drogie "zabawki".

Trener pełni funkcję piorunochronu, kogoś, kogo rzuci się na pożarcie kibicom, gdy tylko pojawią się kłopoty. Gdy okazuje się, że kupieni zawodnicy są słabsi niż oczekiwano, rzadko głowę za nieudane transfery traci dyrektor sportowy, który je przygotowywał albo prezes, który je akceptował. Na stos rzuca się trenera, wskazując - mniej lub bardziej otwarcie - że był niekompetentny. To co w takim razie powiedzieć o kompetencji tych, którzy go zatrudnili?

W marcu 2021 w Kielcach uznali, że Maciej Bartoszek już nie nadaje się na trenera Korony grającej w I lidze. Pytam zatem: co takiego się stało z Maciejem Bartoszkiem, że w Płocku uznano, że... nadaje się na szkoleniowca o ligę wyżej, w ekstraklasowej Wiśle? Widzicie w tym jakiś sens i logikę myślenia? Co więcej, kontrakt Bartoszka zawarto na... 6 meczów, czyli na miesiąc. W ten sposób to można zrobić zastępstwo w szkole, gdy się nauczycielka rozchoruje, ale nie zatrudniać trenera w zawodowej piłce.

Tymczasem stabilność popłaca. W tych klubach Ekstraklasy, gdzie jest zachowana ciągłość pracy trenera, zazwyczaj są też wyniki, widać progres i rozwój drużyny. Raków Częstochowa już okazał się udanym projektem. Klub jest mądrze poukładany przez właściciela Michała Świerczewskiego i prezesa Wojciecha Cygana. Trenerem od pięciu lat jest Marek Papszun i efekty są znakomite.

Kosta Runjaić prowadzi Pogoń już 3,5 roku. Prawda, że widać, że w Pogoni jest stabilnie? Z kolei taki Piast Gliwice nie będzie co roku zdobywał mistrzostwa Polski, ale sezon po sezonie potwierdza, że Waldemar Fornalik zna się na swojej robocie. Drużyna osiąga wyniki ponad posiadany potencjał. Podobnie jest w Górniku Zabrze, Lechii Gdańsk czy Warcie Poznań. Stabilność zazwyczaj przynosi efekty. Wyjątkiem jest jedynie Cracovia, gdzie projekt Michała Probierza - dobrego przecież trenera - przynosi słabsze rezultaty, niż można się było spodziewać.

Niestety, w polskiej piłce zwalnia się trenerów, bo to zrobić łatwiej, niż zmierzyć się z prawdziwymi problemami, jakie zżerają klub. W Lechu w październiku 2015 roku zwolnili Macieja Skorżę, by zatoczyć koło beznadziei i znów, w 2021 roku, zatrudnić tego samego Skorżę. W tym czasie zwolnili kilku naprawdę dobrych trenerów: Jana Urbana, Nenada Bjelicę czy Adama Nawałkę, a po drodze byli przecież jeszcze Ivan Djurdjević i Dariusz Żuraw. Pomiędzy jedną a drugą pracą Skorży w Poznaniu - Lech nie zdobył nic. Czy na pewno największym problemem Kolejorza są nieodpowiedni trenerzy?

Podobną historię można by opowiedzieć o Legii w ostatnich latach. Klub z Warszawy zdobywa kolejne mistrzostwa, ale choć trenerzy się zmieniają, drużyna nie jest w stanie wskoczyć o półkę wyżej, do europejskich pucharów. Może w tym roku jej się uda, bo schody są trochę niższe: na polskie kluby czeka Liga Konferencji, rozgrywki trzeciej kategorii po Lidze Mistrzów i Lidze Europy.

Każda drużyna ma swój pułap możliwości i swoje cele do zrealizowania. Dobrze też, że każda ma trenera. Zawsze jest kogo wyrzucić za burtę.

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: