Po spadku Herthy Berlin z Bundesligi w 2010 roku, nowy trener Marcus Babbel opracowywał szybki plan powrotu. Wszystko miał właściwie poukładane. Ustawianie składu Niemiec zaczynał od Łukasza Piszczka, który w tym czasie powoli zaczynał być znaczącą postacią.
Gdy więc Piszczek zjawił się w jego gabinecie, Babbel szybko przeszedł do rzeczy.
- Dobrze, że jesteś, chciałem pogadać - rozpoczął rozmowę Babbel i zaczął opowiadać o wielkich planach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola dawno nie widzieliśmy
- Trenerze, właściwie przyszedłem się pożegnać - przerwał Piszczek.
Były reprezentant Niemiec był kompletnie zaskoczony. I rozczarowany. Dla Piszczka to był jeden z najtrudniejszych momentów w karierze. Ojciec zawodnika opowiadał, że sama myśl o transferze powodowała u niego problemy z zaśnięciem. Był tak bardzo związany z klubem. Ale to była oferta, która zdarza się - być może - raz w życiu. Oczywiście Borussia Dortmund w tym czasie nie była jeszcze wielkim klubem, dopiero wychodziła z wieloletniego kryzysu. Ale już było jasne, że wraca do dużej gry.
Szybszy niż Bolt
W tamtym czasie wydawało się, że na prawej stronie w Borussii nie do ruszenia jest Patrick Owomoyela. Reprezentant Niemiec miał w sezonie 2009/2010 aż 8 asyst i wydawało się, że znakomicie pasuje do rozkręcającej się maszyny Kloppa. Gdy na początku sezonu doznał kontuzji, Piszczek wskoczył na jego miejsce. I już tego miejsca nie oddał.
Warto cofnąć się w czasie, żeby zrozumieć, skąd w ogóle wziął się Piszczek jako zawodnik światowego formatu. W 2004 roku został królem strzelców podczas mistrzostw Europy do lat 19 rozgrywanych w Szwajcarii. Strzelił 4 gole, ale Polska, m.in. z Łukaszem Fabiańskim, Jakubem Błaszczykowskim i Sławomirem Peszką, nie wyszła z piekielnie trudnej grupy, gdzie rywalizowała m.in. z Niemcami.
Piszczek piłkarsko był niezły, ale czy na tyle, by zrobić wielką, międzynarodową karierę? Niekoniecznie. Pewne jest, że był fenomenem motorycznym.
Kilka lat wcześniej fizjolog Jan Chmura podczas wykładu na konferencji trenerów, wygłosił kontrowersyjną opinię, że gdyby postawić tego piłkarza na starcie z Usainem Boltem, byłby w stanie wygrać pierwsze 25 metrów. Oczywiście przy założeniu, że Polak startowałby z wysokiego startu, tak jak na boisku, zaś Bolt, tak jak w sprincie, z bloku.
- Ma fantastyczne przyspieszenie na dłuższym dystansie. Powinien pracować nad pierwszymi 3,5 krokami, jednak później nabiera prędkości. Na 30 metrów uzyskuje wynik 3,88 sekundy. Pod tym względem jest najszybszym zawodnikiem, z jakim miałem do czynienia w polskiej lidze - opowiadał profesor Chmura.
Rozeszło się to w takiej formie, że Chmura twierdzi, iż Piszczek jest szybszy od Bolta i znany naukowiec musiał trochę się nasłuchać. Dopiero z czasem okazało się, że w tym twierdzeniu nie ma nic śmiesznego.
Dyrektor Borussii Hans-Joachim Watzke podczas jednego z wywiadów przyznał, że w klubie przede wszystkim spodobało się przyspieszenie Piszczka, jego start z miejsca. A przecież Juergen Klopp swoją "heavy metalową drużynę" budował na zasadzie "kto pierwszy, ten lepszy". A więc kluczowe jest to, kto pierwszy będzie przy piłce. I właśnie cechy motoryczne Piszczka były dla takiej konstrukcji wymarzone. A do tego to zawodnik obunożny, co zawdzięcza swojemu ojcu, który ćwiczył z nim dodatkowo indywidualnie.
- Nie myślałem o tym, że zrobi karierę, ale skoro trenował, to niech robi to poważnie. Mówiłem mu: "Chcesz coś osiągnąć, musisz grać dwoma nogami". I musiał kopać lewą - opowiadał ojciec.
Do tego nie do przecenienia były ofensywne zapędy zawodnika, który przecież nigdy nie chciał być obrońcą. Stefan Reuter w wywiadzie udzielonym w 2010 roku powiedział: - Byłem przekonany, że w drużynie będzie grał Owomoyela, który miał w zeszłym sezonie 7 asyst, ale Piszczek jest w takiej formie, że nawet, gdy reprezentant Niemiec wróci po kontuzji, nie będzie miał gwarancji gry. Łukasz sam był napastnikiem i dobrze wie, jaką piłkę chciałby dostać. Stąd jego rajdy i dokładne dośrodkowania. Biegnie do samej linii i nie wrzuca balonów, tylko mocne płaskie piłki po ziemi, takie że wystarczy nogę dostawić.
Mentalność zwycięzcy
Na lewej obronie ustawił go szwajcarski trener Herthy Lucien Favre. Piszczek na początku był mocno krytykowany, ludzie odbierali go jako naturalnego obrońcę, nie jako inwestycję. Sam Piszczek mówił, że gdyby nie ta zmiana, może skończyłby jako dobry napastnik i niewiele więcej.
Gdy przechodził do Borussii, w Polsce nie było to odebrane jako wielkie wydarzenie medialne. W tym czasie mówiło się o Robercie Lewandowskim i Jakubie Błaszczykowskim. Piszczek figurował jako "ten trzeci". Dopiero z czasem zaczęto mówić o polskiej Borussii. Wiele osób nie zdawało sobie sprawy z tego, że Piszczek to coś więcej niż tylko umiejętności czysto piłkarskie.
- Trenerzy na najwyższym poziomie szukają zawodników, którzy mają mentalność zwycięzcy. I Łukasz jest takim zawodnikiem - mówił Janusz Kowalski, szef Gwarka Zabrze, jeden z tych, którzy odegrali ważną rolę w karierze zawodnika.
Lista osiągnięć
Powoli nadchodzi czas podsumowań. Niedawno skończył karierę w kadrze narodowej, teraz zapowiedział pożegnanie z Ligą Mistrzów. A jako że ma 36 lat, trzeba zakładać, że nie pogra już długo na wysokim poziomie. Zwłaszcza że przez tyle lat bazował na niewiarygodnej motoryce.
Z Piszczkiem łączy się najlepszy okres w historii klubu. Polak miał w tym niebagatelny udział. Osiem razy na podium, dwa tytuły mistrzowskie, pięć wicemistrzowskich, dwa Puchary Niemiec, trzy finały, finał Ligi Mistrzów, pięć awansów do fazy play-off tych najważniejszych klubowych rozgrywek Europy. Lista osiągnięć jest imponująca.
Indywidualnie Piszczek ma na koncie 375 meczów we wszystkich rozgrywkach w barwach Borussii. To daje mu 7. miejsce w klubowej klasyfikacji wszech czasów. W Lidze Mistrzów rozegrał 54 mecze, w których strzelił 1 bramkę, zaliczył 6 asyst. W Bundeslidze swego czasu był Polakiem z największą liczbą spotkań, ale z czasem musiał ustąpić - jak wszyscy we wszystkim - Lewandowskiemu.
Mecz z Manchesterem City Polak przesiedział na ławce, a jego koledzy musieli uznać wyższość znacznie bogatszych Anglików. 36-letni Piszczek po sezonie kończy przygodę z Borussią i wraca do Polski, gdzie chce zająć się swoim klubem LKS Goczałkowice, w którym będzie grającym asystentem trenera.
ZOBACZ Piotr Zieliński w życiowej formie
ZOBACZ Fabiański walczy o Ligę Mistrzów. Fantastyczny sezon Polaka