Padły ostre słowa i to pomogło - rozmowa z Kamilem Wilczkiem, pomocnikiem Piasta Gliwice

Piast Gliwice wygrał pierwsze spotkanie w tym sezonie, a jego bohaterem został młody pomocnik Kamil Wilczek. Młodzieżowy reprezentant Polski dwukrotnie trafił do siatki Zagłębia Lubin i jest pierwszym piłkarzem niebiesko-czerwonych, który zdobył dwie bramki w jednym meczu najwyższej klasy rozgrywkowej. - To zasługa całej drużyny - mówi skromnie 21-latek.

Agnieszka Kiołbasa: Po dwóch porażkach z rzędu w końcu sięgnęliście po komplet punktów. Pewnie kamień spadł z serca...

Kamil Wilczek: Po ostatnich porażkach zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Na pewno cieszą trzy punkty. Cieszy zwłaszcza wynik, bo wygraliśmy naprawdę wysoko. Nie pamiętam kiedy Piast ostatnio strzelił taką ilość bramek (śmiech).

No właśnie, w ekstraklasie nie strzelił. W poprzednim sezonie co najwyżej dwukrotnie trafialiście do siatki rywala. Teraz zaaplikowaliście Zagłębiu cztery gole, a ty masz w tym spory udział...

- Spory udział ma cała drużyna, nie tylko ja. Cieszymy się, że idziemy do przodu. Podnieśliśmy się z kolan po słabym początku sezonu. Walczymy dalej. Nie możemy popadać w hurraoptymizm po jednym spotkaniu.

Jesteś pierwszym zawodnikiem Piasta, który w meczu ekstraklasy zdobył dwie bramki. W pewnym sensie przechodzisz do historii tego klubu...

- Mam nadzieję, że nie będę jedyny i niebawem któryś z kolegów powtórzy ten wyczyn. Oby bramek było jak najwięcej. Wierzę, że nie będziemy tylko przeciętną drużyną ekstraklasy, ale cały czas będziemy się rozwijać. Wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Mecz z Zagłębiem nie rozpoczął się dla was dobrze. Szybko straciliście bramkę, mieliście problem z wyprowadzeniem akcji. Twój gol zupełnie odmienił wasze oblicze, pokazał, że jeszcze nie wszystko stracone...

- Myślę, że szybko stracona bramka obudziła nas, chociaż jeszcze przez kilka minut mieliśmy problemy. Zaczęliśmy bardzo nerwowo i rywal to wykorzystał. Kiedy przegrywaliśmy, musieliśmy zacząć grać do przodu, konstruować akcje, żeby odrobić straty. Doprowadziliśmy do wyrównania i później poszło już z górki.

Spiker twoje trafienie określił mianem stadiony świata. W tej sytuacji mogłeś wybrać inne rozwiązanie, ale ty zdecydowałeś się na uderzenie. Skąd taka decyzja?

- To było ok. 25 metrów. Trener mówił mi, że jak tylko będę miał okazję, to mam strzelać na bramkę rywala i w tym przypadku uważałem, że tak będzie najlepiej. Uderzyłem i... wpadło.

W tym spotkaniu często strzelałeś na bramkę. Przy odrobinie szczęścia mogłeś nawet skompletować hat-tricka...

- Nie zawsze wszystko wychodzi tak, jakbym tego chciał. W meczu z Zagłębiem niemal wszystko poszło po mojej myśli. Udało mi się strzelić dwie bramki i bardzo się z tego cieszę.

Porównując twoją postawę z meczu w Chorzowie i tą ze spotkania z Zagłębiem, na myśl nasuwa się jedno. To były dwa różne oblicza Kamila Wilczka.

- Będę starał się grać jak najlepiej, podnosić swoje umiejętności. Wiadomo, że nie zawsze wszystko wychodzi. Dążę jednak do tego, żeby nie poprzestawać na tym, co już osiągnąłem. Chcę się rozwijać, cały czas iść do przodu.

Cały zespół zagrał inaczej niż w Chorzowie: walczyliście o każdą piłkę, nie złamała was nawet szybko stracona bramka. Po meczu z Ruchem musiały paść ostre słowa w waszej szatni...

- Kiedy jest źle, należy inaczej mobilizować zawodników niż wtedy, kiedy jest dobrze. Jak widać to pomogło. Wygraliśmy wysoko, bo aż 4:1.

W sobotnim spotkaniu w końcu dobrze wykonywaliście stałe fragmenty gry...

- Cieszy to, że strzeliliśmy bramkę po w taki sposób. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej, bo te elementy mogą być poważnym atutem każdej drużyny. Mamy sporo rzutów wolnych czy rożnych, w zespole jest kilku zawodników, którzy dobrze grają głową, ale dotychczas nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Teraz się udało i mam nadzieję, że to dopiero początek.

Spodziewaliście się, że po mocnym początku Zagłębie zagra tak słabo? Wasza dominacja na boisku, zwłaszcza w drugiej połowie, nie podlegała dyskusji.

- Początek spotkania na pewno tego nie wróżył, ale cieszy wynik 4:1. Szkoda, że nie padły jeszcze z dwie bramki, bo były ku temu okazje. Nie możemy jednak popadać w euforię. Musimy twardo stąpać po ziemi i zdobywać kolejne punkty.

W końcu odczarowaliście stadion przy ulicy Okrzei, bo po raz ostatni wygraliście tutaj 3 kwietnia, w meczu z Górnikiem Zabrze.

- To jest powód do radości. Wygrywamy w bardzo dobrym stylu, po bardzo dobrym meczu. Oby jak najwięcej takich spotkań i miłych niespodzianek dla naszych kibiców.

Przed wami spotkanie z PGE GKS Bełchatów. Po takim meczu jak ten z Zagłębiem pewnie z optymizmem zapatrujecie się na następny pojedynek?

- Musimy wyjść na boisko tak samo skoncentrowani jak na ten mecz z Zagłębiem, a raczej zagrać tak, jak od 15. minuty tego pojedynku. Musimy walczyć na maksa, nie odpuszczać ani jednego centymetra boiska. Wierzę, że będzie kolejny dobry wynik.

Komentarze (0)