Z Węgier przywozimy cenny punkt i - szczególnie w obliczu postawy naszej reprezentacji w początkowej fazie tego widowiska - na ten punkt nikt krzywo patrzeć nie powinien. Debiut nowego selekcjonera wypadł jednak przeciętnie, bo choć przez pierwszą godzinę polscy zawodnicy przebywali na murawie, to co na niej robili, nie przypominało gry w piłkę. Kto ten mecz oglądał i Polsce kibicował, musiał być po prostu zdruzgotany.
Po 2,5 roku bylejakości, szukania stylu i pomysłu na grę pod wodzą Jerzego Brzęczka, na dodatek tuż przed startem eliminacji mundialu i tuż przed finałami Euro, reprezentacja Polski dostała nowego selekcjonera, a ten przy pomocy rozmów na komunikatorach i podczas dwóch treningów miał zmienić jej oblicze.
W Budapeszcie w pierwszej połowie stało się coś, czego można się było w sumie obawiać. Kadra miała rozegrać kluczowy mecz eliminacji mundialu - Węgry to przecież nasz główny rywal w walce o drugie miejsce w eliminacyjnej tabeli (Anglicy wydają się być poza zasięgiem), a nowy selekcjoner na siłę chciał wszystkim udowodnić, że widzi więcej i czuje mocniej. W spotkaniu, którego nie mieliśmy prawa przegrać, nakazał grać zagubionej ostatnimi latami drużynie zmienioną taktyką, ze zmienioną linią defensywną.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski zostanie prezesem PZPN? "To byłaby wielka sprawa"
Jaki był tego efekt, każdy mógł zobaczyć. Pierwsza godzina naszej kadry była piłkarskim kryminałem. Chaos w defensywie, tracone w dziecinny sposób gole, nieporadność w akcjach ofensywnych. Trudno było nie odnieść wrażenia, że drużyna wyszła na boisko bez mapy. Totalnie zdezorientowana. Na całe jednak szczęście, los okazał się dla nas w czwartek wyjątkowo łaskawy.
Trzeba też jednak Sousie oddać, że w drugiej połowie trafił ze zmianami - Jóźwiak i Piątek w zasadzie w kilkadziesiąt sekund odmienili losy meczu, kiedy wyrównali na 2:2. Choć z drugiej strony można stawiać pytanie o to, czy szklanka w tej sytuacji jest do połowy pełna, czy pusta. Można mówić bowiem o czułym, trenerskim nosie portugalskiego selekcjonera, który uratował zmianami mecz. Gdyby działo się to jednak w meczu za kadencji Brzęczka, więcej głosów byłoby zapewne utrzymanych w tonie: selekcjoner nie trafił z wyjściowym składem. Kwestia narracji.
Najważniejsze, że w kluczowym meczu eliminacji nie przegraliśmy. Punkt ugrany w Budapeszcie może okazać się niezwykle cenny. Przed kadrą jednak ogrom pracy. Na takie szczęście, jak w czwartek, w kolejnych meczach nie ma co liczyć.
Czytaj także:
Paulo Sousa nie przełamał klątwy debiutu. Czekamy na to prawie ćwierć wieku
Krychowiak głosem narodu, Lewandowski pościł, Jóźwiak jak Midas